Na liście głodujących jest 39 osób, w tym mieszkaniec Ełku, który nie chce powiększenia miasta kosztem wiosek. Głodujący leżą na materacach w gabinecie wójta, piją wodę i soki. Zmieniają się co trzy dni.
Wójt Antoni Polkowski po trzech dniach bez jedzenia poczuł się trochę słabo, ale na duchu podniosła go delegacja wójtów z kraju. Jechali całą noc aż z Zachodniopomorskiego (Szczecinek, Będzino) i Podkarpackiego (Tyczyn i Świlcza) oraz bliższego Podlasia – Łomży, Piątnicy, by uścisnąć dzielnego wójta i jego ludzi. Sami mają identyczne problemy z drapieżnymi miastami czyhającymi na żyzną wiejską ziemię.
Przybył też zaniepokojony stanem zdrowia sąsiadów wiceprezydent Ełku z koszem pieczywa i owoców. Nie został wpuszczony, więc z chlebem wrócił do urzędu, a pozostawione owoce pożarli przechodnie.
Prezydent Ełku wyciągnął rękę po wiejską ziemię już w zeszłym roku. Chciał dwa tysiące hektarów. Nie dostał, więc w tym roku złożył do Rady Ministrów wniosek o skromne 850 ha. Argument ten sam – miasto potrzebuje terenów pod inwestycje. – Ełk ma w swoich granicach 400 wolnych hektarów, z którymi nie wie, co zrobić. Nie potrafi zagospodarować zamku, pustego szpitala; deweloperzy mają setki wolnych mieszkań. Niech prezydent zajmie się swoimi sprawami. Nasi mieszkańcy już w lutym wypowiedzieli się przeciwko przyłączeniu. Rolnicy obliczyli, że stracą na tym nawet po 30 tys. zł rocznie – wylicza w rozmowie z „Rz” wicewójt Tomasz Jaworski.
Obie strony czekają na decyzję premiera. Wczoraj głodujący przerwali strajk, by wziąć udział w proteście przed kancelarią premiera w Warszawie. Ale ani myślą odpuszczać. Kiedy wrócą do siebie znów zaczynają głodówkę.– Będziemy protestować aż do skutku – zapowiada wójt Antoni Polkowski.