Mój redakcyjny kolega Rafał Ziemkiewicz napisał: „nie każdy wyrok sądu jest sprawiedliwy (niektóre przecież ulegają kasacji) i są sytuacje, gdy w imię interesu społecznego mądrzej byłoby się od egzekwowania wyroku powstrzymać. Spór o KDT do takich właśnie należał” („Rz” 23.07.2009). [i]Cały tekst możesz przeczytać [link=http://www.rp.pl/artykul/338723.html" "target=_blank]tutaj[/link].[/i]
Jak na zadeklarowanego konserwatystę dość oryginalne stwierdzenie.
[srodtytul]W czyim interesie[/srodtytul]
Kierując się proponowaną przez publicystę zasadą, należałoby ignorować te wyroki, które uznamy za sprzeczne z „interesem społecznym”. Kto miałby jednak określać „interes społeczny”? Hanna Gronkiewicz-Waltz? Rafał Ziemkiewicz? A może miłośnicy rzucania kamieniami w policję?
Jak ma funkcjonować państwo, jeśli urzędnicy będą się zastanawiać, czy ten lub inny wyrok, ten lub inny przepis nie są sprzeczne z pojmowanym przez nich „interesem społecznym” i w zależności od tego, do jakiego dojdą wniosku, będą dany przepis stosować, a wyrok wykonywać?