Idea Kongresu Kobiet Polskich, aby poprzez zmiany instytucjonalne zwiększyć udział kobiet w polityce, jest godna poparcia. Niedobra jest jednak jej konkretyzacja w formie przygotowanego projektu ustawy zmieniającej ordynacje wyborcze do Sejmu, sejmików województw, rad gmin i Parlamentu Europejskiego. Zmierza on do ustawowego zagwarantowania co najmniej połowy miejsc kobietom na listach kandydatów do wszystkich tych organów. Chodzi o parytet w znaczeniu równego podziału miejsc na listach wyborczych, co w przybliżeniu odzwierciedla proporcję płci w populacji.
Parytet jest szczególną postacią systemu kwotowego, zazwyczaj określającego minimalny udział konkretnej grupy (podmiotu) w podziale jakiegoś dobra. Gdyby ten pozornie maksymalistyczny projekt, rezygnujący z wcześniej proponowanych niższych kwot (dalej będziemy mówić po prostu o kwotach), został przyjęty, odbyłoby się to ze szkodą dla polskiej demokracji i prawdopodobnie ze szkodą dla samej idei równego uczestnictwa kobiet w polityce.
[srodtytul]Polityczne znaczenie płci[/srodtytul]
Wbrew pozorom uzasadnienie dla konieczności wprowadzenia parytetu nie jest tak oczywiste, jak przedstawiają to inicjatorzy ruchu. Nie każde zróżnicowanie społeczeństwa musi znajdować odzwierciedlenie w jego politycznej reprezentacji. Ludzie młodzi, obywatele najstarsi, mieszkańcy wsi, także osoby niepełnosprawne, są również drastycznie niedoreprezentowani w organach władz pochodzących z wyboru. Jednak poważnie nie dyskutuje się o kwotach dla tych kategorii.
Czy płeć jest cechą politycznie istotną na tyle, aby odstępować od prostego rozumienia równości obywatelstwa na rzecz daleko bardziej abstrakcyjnych i arbitralnych koncepcji? Czy funduje jakieś strukturalne konflikty, które muszą być artykułowane na płaszczyźnie politycznej? Czy istnieje męska i kobieca tożsamość polityczna, która wyrażałaby się na przykład w zróżnicowaniu preferencji wyborczych, uczestnictwie w wyborach, poparciu dla feministycznych programów?