[b][link=http://blog.rp.pl/gillert/2009/09/24/obama-w-potrzasku/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Z dnia na dzień wojna w Afganistanie zaczyna przesłaniać wszystkie inne problemy, jakie piętrzą się przed administracją Baracka Obamy.
Zaledwie sześć miesięcy temu nowy prezydent zakończył przegląd sytuacji w Afganistanie i ogłosił nową, własną strategię: zawężenie celów (zamiast budowy demokracji stabilizacja i wzmacnianie lokalnych władz), inne rozłożenie akcentów (większe środki na szkolenie afgańskich sił bezpieczeństwa i na poprawę warunków życia ludności), więcej oddziałów. Podjęta niejako z marszu decyzja o wysłaniu dodatkowych 21 tysięcy żołnierzy miała świadczyć o tym, że jest zdeterminowany i twardy, i zamknąć usta krytykom uznającym go za „miękkiego liberała”. Minęło pół roku i nowa strategia wydaje się nie nadążać za dramatycznym rozwojem wypadków w Afganistanie.
Niedawno do amerykańskiej prasy wyciekła treść tajnego raportu głównodowodzącego wojskami w Afganistanie Stanleya McChrystala, w którym generał stwierdza wprost: obecna strategia doprowadzi do klęski, jeśli sojusz nie rzuci do walki dodatkowych kilkudziesięciu tysięcy żołnierzy. Według McChrystala, jeśli nie nastąpi to w najbliższych 12 miesiącach, talibowie okrzepną tak, że nie da się już ich pokonać. Raport wywołał w Ameryce ogromne poruszenie. Kongres zaczął się domagać, by administracja jak najszybciej ściągnęła McChrystala na Kapitol, gdzie mógłby opowiedzieć politykom o tym, jak źle dzieje się w Afganistanie.
Tymczasem sytuacja w samym Waszyngtonie jest niesłychanie zagmatwana. Jak podaje „New York Times”, w połowie miesiąca Obama wezwał do siebie wszystkich ludzi, którzy współtworzą amerykańską politykę bezpieczeństwa, od wiceprezydenta Joe Bidena i sekre- tarz stanu Hillary Clinton po szefa Pentagonu Rober-ta Gatesa i głównodowodzącego armii admirała Mike’a Mullena. Tęgie głowy zastanawiały się nad tym, co począć z Afganistanem, lecz według nowojorskiej gazety nie osiągnięto konsensusu. Biały Dom nie może się zdecydować, co robić dalej. Żądania przedstawione przez McChrystala zwiększają presję, pod którą znajduje się Obama. On zwyczajnie nie ma już wiele czasu na dłuższe zastanawianie się. – Prezydent jest w potrzasku – twierdzą źródła w administracji. Nie może tak po prostu powiedzieć armii „nie”, bo tego w czasach wojny zwierzchnik sił zbrojnych nie robi. Boi się jednak również powiedzieć „tak”, bo nie tylko naraziłby się coraz liczniejszym przeciwnikom dalszego zaangażowania w Afganistanie, ale przede wszystkim doprowadziłby do takiego zaangażowania militarnego w tym kraju, że porównania z Wietnamem zaczną być coraz bardziej uzasadnione.