[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/10/04/lekcja-dziennikarstwa/]skomentuj na blogu[/link][/b]
I chociaż z dużą dozą racji można by tę część uznać za wykształciuchów — zresztą z godną podziwu skromnością sami to deklarują — jest to tylko część prawdy. Osobiście znam wielu inteligentów, ludzi dobrze wykształconych, ba, humanistycznych profesjonalistów, których światopogląd nadal kształtuje "Wyborcza". Nie miejsce tu na rozważanie dlaczego tak się dzieje. Z pewnością przyczynia się do tego lenistwo i strachliwość intelektualna, które powodują, że wielu - skąd inąd inteligentnych ludzi - obawia się poddać rewizji raz ustalone poglądy, a tym samym naruszyć swoje mentalne bezpieczeństwo; lęka się nowych wyzwań, w tym konieczności zmiany dotychczasowych sądów i ocen. Funkcjonowanie w zbiorowości, która upewnia się w swoich poglądach, wzmacnia takie postawy. Przecież wszyscy (czyli ci, których znamy) nie mogą się mylić.
"Wyborcza" sama jest partią polityczną, a w każdym razie ma takie ambicje. Wchodzi więc w alianse z istniejącymi ugrupowaniami, aby zwalczać inne i aby przeprowadzać swoje polityczne projekty. Dla tych celów dostarcza swoim czytelnikom gotowe i jasne sądy na temat wszystkiego. Mówiąc "Wyborcza" mam na myśli cały polityczny koncern w skład którego wchodzi "Polityka", "TokFM", "Newsweek" i inne. Ton nadaje jednak "Wyborcza", którą z grubsza określić można jako organ establishmentu III RP. Jako taki nienawidzi ona CBA. Ta antykorupcyjna instytucja może przecież wstrząsnąć posadami jej państwa.
Niesłychanie poglądowa jest więc strategia "Wyborczej" dziś, w momencie ujawnienia [link=http://www.rp.pl/temat/371375.html]afery hazardowej[/link], która tak naprawdę wykracza zdecydowanie poza samą sprawę dopłat do hazardu. Tytuł piątkowej "Wyborczej": "CBA uderza w rząd". Od razu widzimy kto tu jest siewcą niepokoju i kto chce niszczyć porządek w kraju. W tekście "informacyjnym" (autora nie warto przytaczać - ot jeden ze speców od "mokrej roboty" w gazecie) czytamy: "Przeciek do prasy wyszedł więc z CBA, by wzmocnić oskarżenia, że przy pracy nad ustawą doszło do korupcji z udziałem polityków PO." Autor więc nie tylko wie na pewno skąd wyszedł przeciek, ale jest stuprocentowo pewny jakie były intencje jego autorów. Wszystko to bez podania nie tylko źródeł, ale choćby przesłanek, na których owe "fakty" zostały oparte. Przypomnijmy, że żelazna zasada dziennikarska wymaga, aby w tekstach informacyjnych podawano wyłącznie sprawdzone wiadomości lub precyzyjne relacje jeśli są one niezbędne. Reszta to domena komentarza.
Ale nie obawiajmy się: komentarz znajdujemy tuż obok. Zasadą dziennikarską jest umieszczanie opinii, a więc i komentarzy na stronach innych niż informacyjne, aby rozdzielić odmienne gatunki. Jednak nie w "Wyborczej". Redaktorzy nie mają aż tak dużego zaufania do swoich czytelników, aby pomimo specyficznego spreparowania informacji i wplecenia w nie perswazji, pozostawić im możliwość wyciągnięcia własnych wniosków. Nie. Tuż obok musi znaleźć się komentarz, który wyjaśnia jak należy rozumieć artykuł. W tym wypadku dowiadujemy się, że owszem, Chlebowski i Drzewiecki nie nadają się do pełnienia funkcji publicznych, ale to CBA grozi państwu polskiemu. Czy dlatego, że odsłoniło kim są wymienieni panowie? Tego "Wyborcza" nie tłumaczy. Czytelnik ma wiedzieć, że CBA jest złe. Czy i tym razem mu to wystarczy?