Wirus przybywał do Polski wraz z rodakami powracającymi z wakacji z Hiszpanii czy pracownikami – z Wielkiej Brytanii. Paniki nie było.
Większych emocji nie wzbudziła też informacja, że grypa A/H1N1 już się w Polsce szerzy – że są przypadki zachorowań u tych, którzy nigdzie nie wyjeżdżali. Dzieci dalej chodzą do szkoły, na ulicach nie widać nikogo w chirurgicznej maseczce. Miało być nauczanie przez Internet i zamknięte kina. A tu nic. Nawet na grypę sezonową Polacy nie zaczęli się szczepić chętniej, mimo że epidemiolodzy o to apelowali.
Spokój, cisza. Przed burzą, powie ktoś, kto śledzi wiadomości. Od piątku bowiem sytuacja się zmieniła. Temat wirusa A/H1N1 nie schodzi z czołówek gazet, które dramatycznie pytają: gdzie są szczepionki?! Zamieszanie jest tak duże, że – nie oszukujmy się – właśnie z tego powodu sytuacja zaczyna się robić groźna.
Przede wszystkim panika trafia w najgorszy z możliwych momentów – zakończenia negocjacji w sprawie zakupu szczepionek po jak najniższej cenie między Ministerstwem Zdrowia a firmami farmaceutycznymi. I dziennikarze, i politycy pytaniami: kiedy będzie szczepionka? dziś? jutro? za tydzień?, i stwierdzeniami: za tydzień to już byłaby tragedia!, wzmacniają pozycję negocjacyjną firm. A przecież szczyt zachorowań na grypę przypada w Polsce między styczniem a marcem i naprawdę nic się nie stanie, jeśli szczepionki na grypę pandemiczną trafią do nas tydzień później niż do innych krajów. Może warto poczekać?
Sytuacja w kraju jest wyjątkowa – z powodu kryzysu NFZ spóźnia się z płaceniem za leczenie ratujące życie, a wybucha panika z powodu szczepionki.