Reklama

Więcej pokory wobec rodziny

Systematyczny wzrost liczby dzieci odbieranych rodzicom i przekazywanych domom dziecka lub rodzinom zastępczym to niepokojący sygnał.

Aktualizacja: 16.11.2009 20:50 Publikacja: 16.11.2009 20:48

Do Polski najwyraźniej dotarła znana z sądów rodzinnych na Zachodzie tendencja, aby lekceważyć znaczenie więzów krwi. Tendencja, której towarzyszy tam traktowanie rodziny – przez zwolenników "postępu społecznego" – jako siedliska konserwatywnych przesądów.

W Polsce z kolei problemem często bywa arbitralna ocena przez sądy warunków ekonomicznych rodziców. Nie sposób nie przypomnieć przy tej okazji historii małej Róży – gdy apodyktyczni sędziowie uznali, że dziecku lepiej będzie u zamożniejszych rodziców zastępczych niż u ubogich rodziców biologicznych. A uznanie za powód do rozbicia rodziny tego, że ktoś ma za małe mieszkanie, że któreś z rodziców miało depresję, absolutyzowanie przypadków, gdy dziecko bywa niedożywione – to sytuacja bardzo niepokojąca. Bo czy rzeczywiście dziecku będzie lepiej u obcych ludzi tylko dlatego, że stać ich na więcej niż prawdziwych rodziców?

W decyzjach sądów zdają się niekiedy pobrzmiewać echa XIX-wiecznego racjonalizmu, który np. w Kanadzie kazał instytucjom państwowym zabierać dzieci naturalnym indiańskim rodzicom, by oddawać je do sierocińców gwarantujących "ucywilizowanie". Warto jednak pamiętać, że po latach władze w Ottawie muszą przepraszać za takie praktyki wynikające ze ślepej wiary w mądrość machiny państwowej.

To prawda – są sytuacje, w których dziecko musi być zabrane rodzicom, którzy nie rozumieją swoich obowiązków lub zapominają o nich pod wpływem alkoholu czy narkotyków.

Jednak ocenianie z wysokości sędziowskiego fotela zaradności rodziców czy ich zamożności może łatwo prowadzić do pomyłek. Dlatego w sporach o trwałość rodzin lepiej zaufać więzom krwi niż nadaktywności pracowników społecznych chcących występować w roli wszechwiedzących jurorów.

Reklama
Reklama

[ramka][link=http://blog.rp.pl/semka/2009/11/16/wiecej-pokory-wobec-rodziny/]Skomentuj[/link][/ramka]

Do Polski najwyraźniej dotarła znana z sądów rodzinnych na Zachodzie tendencja, aby lekceważyć znaczenie więzów krwi. Tendencja, której towarzyszy tam traktowanie rodziny – przez zwolenników "postępu społecznego" – jako siedliska konserwatywnych przesądów.

W Polsce z kolei problemem często bywa arbitralna ocena przez sądy warunków ekonomicznych rodziców. Nie sposób nie przypomnieć przy tej okazji historii małej Róży – gdy apodyktyczni sędziowie uznali, że dziecku lepiej będzie u zamożniejszych rodziców zastępczych niż u ubogich rodziców biologicznych. A uznanie za powód do rozbicia rodziny tego, że ktoś ma za małe mieszkanie, że któreś z rodziców miało depresję, absolutyzowanie przypadków, gdy dziecko bywa niedożywione – to sytuacja bardzo niepokojąca. Bo czy rzeczywiście dziecku będzie lepiej u obcych ludzi tylko dlatego, że stać ich na więcej niż prawdziwych rodziców?

Reklama
Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska jak Manifest PKWN
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nowy plan Tuska: gospodarka, energetyka i specjalna misja Sikorskiego
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Reklama
Reklama