Wypasiony i obszerny, obejmujący rozmaite sfery życia społecznego, ale zasadniczo nakierowany na chwalenie i uzasadnianie rządowych inicjatyw i, przede wszystkim, na rozprawę z opozycją, a właściwie, szerzej: na ośmieszanie i dezawuowanie krytyki w rząd wymierzonej i alternatywne wobec rządowych projekty polityczne.
Kolejny z rzędu wywiad z premierem Donaldem Tuskiem, który ukazał się w poniedziałkowym numerze organu Michnika, pokazuje, jak niesprawiedliwe byłoby to podejście. "Wyborcza" wprawdzie funkcjonuje w koalicji z rządem, ale jej ambicje idą znacznie dalej. Nie tylko, co oczywiste, działa na rzecz jego – a więc i swojego – zwycięstwa, ale chce ukształtować rząd ów i jego szefa na swój obraz i podobieństwo. Wczorajszy wywiad to nie tylko zgodne odsądzanie od czci i wiary opozycji i wszystkich krytycznych wobec polskiego status quo, to także zniecierpliwione połajanki premiera za brak stanowczości w rozprawie z przeciwnikami.
"Ma pan krew na rękach? Tak mówią w telewizji publicznej" – tak zaczyna się ów wywiad. Właściwie trudno to komentować. Prezentowanie jako stanowiska telewizyjnej stacji wypowiedzi jednej z postaci występujących w jednym z dokumentów w niej pokazywanych nie jest zwykłym nadużyciem, jest kpiną. To, że może funkcjonować w Polsce w obiegu publicznym, świadczy, że poziom debaty prezentowany przez dominujące ośrodki opiniotwórcze w naszym kraju osunął się poniżej bruku.
Premier Tusk stara się spełnić oczekiwania "Wyborczej". Deklaruje, że wygrana PO w wyborach to zwycięstwo Polski, gdyż "jeśli przegramy te wybory, to możemy stać się kolejnym zdestabilizowanym krajem Europy". Od uznania, że sukces opozycji to klęska państwa, do deklaracji, że samo istnienie opozycji jest zagrożeniem demokracji, droga niedaleka. Wielu zresztą polityków PO zdążyło ją przemierzyć. Ale "Wyborczej" ciągle mało. Jest zaniepokojona.
"Nastawiacie się na agresywną kampanię PiS, ale oni robią wiele, żeby nie popełnić tego błędu" – piętnują dziennikarze perfidię opozycji. Premier rozumie. "Kampania PiS to Pospieszalski" – deklaruje. Istnieją różne standardy: białoruskie, wenezuelskie, ostatnio doczekaliśmy się polskich. Krytyka rządu to propaganda opozycji – premier stwierdza to, co wielokrotnie podnosiły jego media i politycy jego partii. Ale "Wyborczej" nadal mało.