Rz: Po katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem część polskich elit zobaczyła szansę historycznego pojednania z Rosją. Powinniśmy skorzystać z okazji i wyciągnąć rękę do Moskwy?
Alain Besançon:
To, że Rosja prowadzi wobec Polski politykę pojednania, nie oznacza, że chce się rzeczywiście pojednać. To zwyczajna polityka, której muszą towarzyszyć życzliwa postawa, miłe słowa i gesty oraz symboliczne prezenty dla Warszawy. Rosjanie dobrze wiedzą, że Polska jest wrażliwa na symbole. Przekazując więc Warszawie – kartka po kartce – dokumenty o Katyniu, liczą na to, że zmiękczą serca Polaków. Szczerze mówiąc, dziwi mnie przychylna postawa polskich polityków po katastrofie. Spodziewałem się innej reakcji. Patrząc na to z Paryża, odniosłem wrażenie, że Polacy liczyli na coś w rodzaju szczerej zmiany ze strony Rosji. Wydaje mi się to trochę naiwne. Dla Rosji to po prostu dyplomacja i nic więcej.
Dlaczego tak pan uważa?
Kto sądzi, że za władzami w Moskwie stoi naród rosyjski, który chce pojednania i wybaczenia, nie wyciągnął wniosków z historii. Tym bardziej że naród rosyjski nie uczestniczy w procesach politycznych, a nawet jest w tym wyjątkowo pasywny, zwłaszcza na tle narodów zachodnioeuropejskich. System putinowski jest więc w stanie wykreować żałobę narodową, którą nazwałbym potiomkinowską. Za czasów carycy Katarzyny II stawiano w Rosji wsie potiomkinowskie, które były iluzją przysłaniającą przykrą rzeczywistość. Tragedia smoleńska pokazała tylko jedno – może być też coś w rodzaju potiomkinowskiego smutku i współczucia.