Pięć wielkich mitów kampanii prezydenckiej

Część obiegowych sądów o polskich wyborach mija się z faktami

Publikacja: 23.06.2010 20:34

Pięć wielkich mitów kampanii prezydenckiej

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak Michał Walczak

W ogniu kampanii często się okazuje, że zarówno laicy, jak i eksperci przyjmują za pewniki (i powtarzają) stwierdzenia chwytliwe, ale mało prawdziwe. Oto przegląd mitów kampanii prezydenckiej AD 2010.

[srodtytul]1. Polacy są zmęczeni dominacją dwóch największych ugrupowań politycznych[/srodtytul]

Nieprawda. Nie tylko nie są zmęczeni, ale wręcz zwiększają dla nich poparcie. Od pięciu lat rośnie liczba głosów zagospodarowywanych łącznie przez PO i PiS. W wyborach parlamentarnych 2005 r. było to 50 proc., w I turze ówczesnego boju o prezydenturę ok. 70 proc., w wyborach parlamentarnych 2007 roku już 75 proc., a w pierwszej turze wyborów prezydenckich dziś – niemal 80 proc. głosów.

[srodtytul]2. Na Jarosława Kaczyńskiego głosują głównie ludzie starsi[/srodtytul]

Liczby mówią co innego. Z analizy danych exit polls TNS/OBOP dla TVP wynika, że w grupie wyborców 60+ różnica między Komorowskim i Kaczyńskim to niespełna 2 punkty proc. (41,6 do 43,5). Z większości prezydenckich badań GfK Polonia dla "Rz" wynika z kolei, że wśród wyborców powyżej 60. roku życia Komorowski ma największe poparcie spośród wszystkich grup wiekowych.

[srodtytul]3. Na Bronisława Komorowskiego głosują głównie ludzie młodzi[/srodtytul]

Najwyżej półprawda. W pierwszej turze wśród najmłodszych wyborców (do 22. roku życia) kandydat PO wygrał z kandydatem PiS stosunkiem zaledwie 34 do 28 proc. Trzeci w wyścigu Grzegorz Napieralski miał w tej grupie 20 proc. poparcia.

Poza grupą 23 – 39 lat (exit polls TNS/OBOP), w której przewaga Komorowskiego nad Kaczyńskim jest spora, ale nieprzygniatająca (43 – 29), w pozostałych grupach kandydaci idą niemal łeb w łeb.

Pokazuje to, że nazywanie Kaczyńskiego kandydatem moherowych staruszek Radia Maryja, a Komorowskiego kandydatem młodych Polaków jest grubym nadużyciem.

[srodtytul]4. Wybory w wakacje to korzyść Kaczyńskiego, bo wyborcy Komorowskiego wyjeżdżają na wakacje[/srodtytul]

Czysta spekulacja. U jej podstawy leży założenie, że elektorat PO to głównie bogatsi mieszkańcy większych miast, którzy wolą urlop albo grill na daczy zamiast spełnienia obywatelskiego obowiązku. Tymczasem od dłuższego czasu Polacy latają na urlopy o różnych porach roku (a ci najbogatsi i najlepiej wykształceni wręcz unikają wakacji latem, wybierając ciepłe kraje jesienią, wiosną czy nawet zimą). Po drugie pierwsza tura wyborów pokazała, że jeśli świadomy wyborca (a jako takich przedstawia się często wyborców PO) chce głosować, to wyjeżdża na urlop lub weekend wyposażony w stosowne zaświadczenie i oddaje głos na letnisku.

Dowód? W pierwszej turze wyborów prezydenckich w gminie Jastarnia na Półwyspie Helskim frekwencja wyniosła 76,3 proc. Na 992 oddane głosy aż 731 zostało oddanych przez przyjezdnych. Komorowski wygrał tu z Kaczyńskim 55 do 33 proc. W gminie Rewal (zachodniopomorskie) frekwencja wyniosła 82,2 proc. Ale miejscowi oddali tylko 1870 głosów. Za to turyści – 3551 głosów!

Zatem – nie liczy się, kiedy wybieramy, liczy się mobilizacja elektoratu.

[srodtytul]5. W 2005 roku Lech Kaczyński wygrał tylko dzięki głosom wyborców Andrzeja Leppera, więc dziś Jarosław nie ma szansy na zwiększenie poparcia w II turze[/srodtytul]

Zdecydowanie półprawda. Kandydat PiS zdobył w 2005 r. w I turze ok. 5 mln głosów, a w drugiej o 3,3 mln więcej. Tymczasem elektorat Leppera z pierwszej tury wynosił 2,2 mln. Owszem, dzięki tym głosom Kaczyński wyszedł z Tuskiem mniej więcej na remis (lider PO w II turze miał poparcie 7 mln wyborców). Ale kandydat PiS wygrał, bo zdobył jeszcze ponad milion głosów dzięki olbrzymiej mobilizacji elektoratu z małych miast, szczególnie południowo-wschodniej Polski.

To bardzo ważna lekcja dla walczących w drugiej turze kandydatów PO i PiS: od podebrania konkurentom wyborców ważniejsze może być sprawienie, by ci już przekonani po prostu wyszli z domu i oddali głos.

[ramka]Skomentuj na blogach [link=http://blog.rp.pl/gociek/2010/06/23/piec-wielkich-mitow-kampanii-prezydenckiej/" "target=_blank]Piotra Goćka[/link] i [link=http://blog.rp.pl/szuldrzynski/2010/06/23/piec-wielkich-mitow-kampanii-prezydenckiej/" "target=_blank]Michała Szułdrzyńskiego[/link][/ramka]

W ogniu kampanii często się okazuje, że zarówno laicy, jak i eksperci przyjmują za pewniki (i powtarzają) stwierdzenia chwytliwe, ale mało prawdziwe. Oto przegląd mitów kampanii prezydenckiej AD 2010.

[srodtytul]1. Polacy są zmęczeni dominacją dwóch największych ugrupowań politycznych[/srodtytul]

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości