Dobrym przykładem sparingpartnerstwa może być niemająca chyba końca historia kłamstwa katyńskiego, która skazuje nas na nieustanne udowadnianie oczywistej prawdy. Kolejna odsłona tego kłamstwa zaczęła się w 2004 roku, gdy rosyjska prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo w sprawie mordu w Katyniu i na polecenie ówczesnego prezydenta Władimira Putina utajniła samo postanowienie i zdecydowaną większość akt śledztwa. Decyzja ta na lata pogorszyła stosunki wzajemne i zmusiła nas do domagania się jawności akt sprawy dotyczącej zbrodni sprzed 70 lat.
Obywatele polscy znaleźli z pułapki sparingu jedyne racjonalne wyjście, a mianowicie – drogę sądową. Złożenie skarg w sądach rosyjskich, a następnie pozwanie Federacji Rosyjskiej przed Europejski Trybunał Praw Człowieka ma na celu wykazanie, że kłamstwo katyńskie prowadzi również dzisiaj do łamania prawa rosyjskiego. Ten tryb postępowania pozwala odwrócić role. To Federacja Rosyjska musi się tłumaczyć, dlaczego w rezultacie ukrywania prawdy o zbrodni komunistycznej sprzed 70 lat również obecnie jest w niej łamane prawo, a Polska tylko wspiera swoich obywateli, którzy wierzą w prawdę i sprawiedliwość. Tymczasem w odpowiedzi rządu rosyjskiego na skargę katyńską kwestionowana jest odpowiedzialność Związku Sowieckiego za zbrodnię. Mord nazywany jest „zdarzeniem katyńskim” lub „wydarzeniem katyńskim”, a losu polskich oficerów nie udało się ustalić. Wbrew politycznym deklaracjom formalne stanowisko rządu Rosji nie uległo zmianie, gdyż odpowiednie pismo wpłynęło 19 kwietnia, a więc w okresie oficjalnego już panowania przyjaźni polsko-rosyjskiej. Oby niesiony falą przyjaźni rząd nie wycofał się z poparcia Rodziny Katyńskiej przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka.
[srodtytul]Kto lubi sparing[/srodtytul]
Droga prawna w stosunkach polsko-rosyjskich nie jest oczywiście prosta. Posiada jednak tę zaletę, że pozwala nam wyjść z niewygodnej roli partnera sparingu. Dobrym przykładem może być przyjęcie przez delegację Parlamentu Europejskiego do spraw stosunków z Rosją deklaracji zawierającej sformułowanie: „zbrodnia wojenna o charakterze ludobójstwa dokonana na polskich oficerach w Katyniu w 1940 roku przez oddziały NKWD z rozkazu Stalina”, a więc zbliżone do tego, które zostało użyte w uchwale sejmowej z września ubiegłego roku. Problem polega na tym, że wielu polskich polityków lubi sparing. Widocznie pozycja podporządkowana mentalnie im odpowiada. Sparing ma bowiem tę zaletę, że oprócz boksowania zakłada także dopuszczanie bliżej, zapraszanie do wspólnego świętowania, czułe objęcia i wzajemne ocieplanie wizerunku, co zawsze można przedstawiać jako sukces. Jakże autentyczne ożywienie wywołują w Polsce informacje, że być może tym razem już na pewno i ostatecznie z najwyższego rozkazu zostaną ujawnione nowe dokumenty i jakież rozczarowanie wywołuje informacja o tym, że Miedwiediew przekazał 67 tomów śledztwa katyńskiego, odtajnionych już w 2004 roku. W ten sposób demonstruje się postawa podporządkowana.
W trakcie sparingu zadawane są także ciosy bolesne. Po katastrofie smoleńskiej na pewien czas z ekranów telewizorów i z łam gazet zniknęli zawodowi histerycy, profesjonalni siewcy nienawiści. Zniknęli, ale już powrócili. W Polsce ponownie pojawił się Janusz Palikot, a w Rosji powróciły publikacje kwestionujące sowiecką odpowiedzialność za zbrodnię w Katyniu. Sytuacja jest nowa, ale instrukcje są stare. Aleksandr Szyrokorad opublikował w wojskowym dodatku „Niezawisimej Gaziety” artykuł, w którym dowodzi, że zabijanie jeńców było często stosowane w dziejach ludzkości i zbrodnia katyńska stanowi raczej historyczną normę niż wyjątek. Okolice Katynia i Gniezdowa co najmniej od X wieku stanowić mają miejsce masowego pochówku ofiar kolejnych wojen i represji. Znajdują się tam podobno dziesiątki mogił zbiorowych. Zresztą w latach 1920 – 1921 Polacy zabili lub zamęczyli od 30 do 70 tysięcy sowieckich jeńców wojennych. „Jeśli represje stalinowskie zostały potępione już w 1956 roku na XX zjeździe – pisze Szyrokorad – to marszałek Piłsudski, odpowiedzialny za masowe zabójstwa dziesiątków, jeśli nie setek tysięcy Rosjan, Ukraińców lub Niemców, został podniesiony do rangi bohatera narodowego Rzeczypospolitej”. Autor powraca do starej koncepcji usprawiedliwiania zbrodni katyńskiej tragicznym losem żołnierzy sowieckich w polskich obozach jenieckich. Koncepcję tę przypomniał Władimir Putin, występując 7 kwietnia w Smoleńsku na konferencji prasowej z Donaldem Tuskiem, twierdząc, że Stalin rozkazał rozstrzelać Polaków, kierując się uczuciem zemsty. Na niczym nieoparta teza robi wrażenie usprawiedliwiania zbrodni, jako przestępczej, ale uzasadnionej emocjonalnie odpłaty. Przeczy to całej naszej wiedzy o systemie totalitarnym, który mordował ludzi z rozmysłem, w celu zrealizowania konkretnych zamiarów, a nie z uczucia zemsty. Putin powołał się też na najnowsze badania, z których wynika, że w polskiej niewoli zmarło 32 tysiące jeńców sowieckich. Tę samą liczbę wielokrotnie w ślad za swoim szefem powtórzył (np. na antenie Russia Today) współprzewodniczący polsko-rosyjskiej grupy do spraw trudnych prof. Anatolij Torkunow, chociaż w przygotowywanej przez grupę publikacji podawana jest liczba 18 – 20 tysięcy. Dane te opierają się na wynikach wspólnych polsko-rosyjskich badań archiwalnych, ale stałe podawanie większej liczby tragicznie zmarłych jeńców służy wciąganiu nas w sparing niemający sensownego zakończenia, natomiast zawsze ograniczający nasze możliwości politycznego działania.
„Niezawisimaja Gazieta” w cytowanym już wcześniej artykule wspomniała również o pół milionie polskich ochotników, którzy zdaniem rosyjskiego autora służyli w Wehrmachcie lub SS. Autor najwyraźniej myli fakty, biorąc za ochotników osoby pod przymusem wcielane do służby wojskowej, ale nie chodzi tu o merytoryczną poprawność wywodu, lecz wyłącznie o jego pragmatyczny aspekt. Wykorzystany on został bowiem do tego, aby zaliczyć, po raz pierwszy w rosyjskiej publicystyce, premiera Donalda Tuska do grona polskich nacjonalistów. Czyżby tekst ten zapowiadał koniec „polsko-rosyjskiego pojednania”? „Chociaż ze słów Miedwiediewa i Komarowskiego (tak w rosyjskim oryginale) wynika, że Katyń nie może służyć przedmiotem dalszych sporów między RF a Polską”, to NG nie wierzy, że ogromne środki wydano na „odyseję katyńską” tylko po to, aby przekazać stronie polskiej kilka opasłych tomów sprawy katyńskiej.