Ziemkiewicz: Orkiestra gra

Wiele razy pisałem już o jednej z ulubionych lektur mojej młodości – o „451° Fahrenheita” Raya Brudbury’ego. Powieść sprzed pół wieku prognozowała nowy, niewyobrażalny wtedy dla większości rodzaj totalitaryzmu: totalitaryzm demokratyczny

Aktualizacja: 25.09.2010 13:21 Publikacja: 25.09.2010 13:08

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Owszem, odbywają się wybory, jest opozycja, z pozoru nic się w Ameryce przyszłości nie zmieniło. Ale wolności już nie ma. Została zadeptana przez demokratyczną większość ? można się tylko domyślać, że z inspiracji starannie ukrytej elity władzy ? w imię wygody, powszechnego zadowolenia i nie urażania licznie rozmnożonych mniejszości (samego określenia „poprawność polityczna” Bradbury nie przewidział, ale całą resztę – jak najbardziej). Wszystko w imię spokoju i zadowolenia, precz z jakimikolwiek zmartwieniami.

Społeczeństwo zalane zostało beztroskim przekazem telewizyjnym, wypełnionym po brzegi rozrywką i zabawą. Wszystkie problemy i wyzwania zredukowano do przełomów fabularnych w niekończącej się telenoweli. Media obrazkowe stały się jednym wielkim, słodkim jak wata cukrowa, różowym glutem, wypełniającym ludziom mózgi po brzegi. Słowo pisane, jako nośnik niepokojących i niebezpiecznych idei, zostało natomiast całkowicie wyrugowane ? strażacy, niepotrzebni już do gaszenia pożarów, zajmują się tropieniem nielegalnych książek i paleniem ich razem z właścicielami.

„Jeśli nie chcesz, by człowiek był nieszczęśliwy z powodu polityki, nie denerwuj go pokazywaniem mu dwóch stron zagadnienia. Pokaż mu tylko jedną stronę, tę właściwą. Jeśli rząd jest nieudolny, nieodpowiedzialny i zdziera skórę podatkami, niech już lepiej taki zostanie, niż ludzie mieliby się martwić z tego powodu. Przede wszystkim spokój, zadowolenie…” ? mówi powieściowy szwarccharakter, kapitan Beatty. Mówi też wiele innych rzeczy, które doskonale pasują do ducha naszych czasów. Nie chce się wierzyć, iż Bradbury pisał to wszystko w roku 1950, w szczęśliwej Ameryce Trumana, w czasach, gdy telewizja znajdowała się w powijakach.

Nie sądzę, żeby władze tzw. publicznego radia kiedykolwiek słyszały o Bradburym i jego książce, ale argumentacja, która posłużono się dla zlikwidowania audycji publicystycznych w „Trójce” do złudzenia przypomina oczywistości wykładane przez kapitana Beatty’ego. „To pasmo zbyt wielu ludzi drażni”, miał powiedzieć pełniący obowiązki prezesa. Faktycznie, przebiegam w myślach tematy audycji, które prowadziłem – same irytujące sprawy. Zadłużenie państwa, uzależnienie gazowe, koniec korzystnej dla Polski ? i, mówiąc nawiasem, w większości zmarnowanej ? koniunktury międzynarodowej, rosnący rozziew pomiędzy ideą a praktyką „zjednoczonej Europy”… Na dodatek wbrew zasadzie kapitana Beatty’ego starałem się właśnie pokazywać głównie tę drugą stronę zagadnienia. Tę, przed którą media radośnie afirmujące władzę i porządek III RP litościwie dla swych odbiorców chronią.

Jest tu pewien problem, bo Trójka jest radiem publicznym. Teoretycznie więc powinna o takich rzeczach mówić. I teoretycznie też powinna starać się, aby na jej antenie obecne były różne punkty widzenia, nie tylko ten jedynie słuszny.

Obecne kierownictwo wybrnęło jednak z kłopotu: nie będzie pasma publicystycznego w ogóle. Zamiast niego da się muzykę. Muzyka jest bezpieczna. Pracownicy, skupieni w utworzonym ad hoc związku zawodowym, odetchnęli z ulgą, że jacyś ściągnięci z zewnątrz gwiazdorzy z rozpoznawalnymi nazwiskami nie będą ich już spychać z anteny. Odetchnęli też słuchacze z równie ad hoc utworzonego komitetu obrońców; mam skądinąd wrażenie, że sporą część z nich pamiętam jeszcze ze starej, rockowej „Wawy” i wtedy walczyli o to samo, o to, aby radio grało tylko muzykę i najlepiej nic w ogóle nie gadało, bo oni nie lubią gadania, a już zwłaszcza nudzenia o poważnych sprawach.

Najgłośniej zaś musieli odetchnąć właśnie szefowie. Udało się. Muzyka jest bezpieczna, nie będzie im ściągać na łeb niezadowolenia salonów i polityków. Zamarkuje się publicystykę jakimiś nocnymi dyskusjami z odważnym „przełamywaniem tabu” ? dlaczego życie w celibacie nieuchronnie czyni z księży pedofilów, albo dlaczego jest skrajnym zdziczeniem twierdzić, iż życie w homoseksualnej rozpuście prowadzi do pedofilii, względnie, czy lepiej rozdawać trzynastolatkom środki antykoncepcyjne w szkołach, czy pozwalać im na skrobanki. Żeby nikt nie mówił, że Trójka nie realizuje misji. A kto szuka ważkich tematów, niech się przerzuci na media prywatne. Media prywatne cieszą się pełną swobodą posiadania i eksponowania partyjnej afiliacji, nikt nie będzie radiu Tok FM czy Zetce zarzucać, że są propagandowymi tubami jedynie słusznej władzy, bo to ich dobre prawo służyć, komu chcą. A jeśli wciąż znajdują się ludzie, którzy w oferowanym im szerokim paśmie poglądów od Janiny Paradowskiej do Dominiki Wielowieyskiej nie potrafią się odnaleźć, to, mówiąc językiem Tomasza Lisa, taka swołocz nie zasługuje na głos w debacie publicznej.

Za stary jestem, żeby mi się chciało oburzać albo obrażać: „znam, za bardzo dobrze znam…” Nawet śmiać mi się trochę chce, gdy Jerzy Sosnowski, który w „Trójce” pojawił się ładnych parę lat po tym, jak ja robiłem tam za stałego komentatora, oznajmia publicznie, że moje audycje „to nie jest prawdziwa Trójka”. Bogać tam ja ? gdy okazuje się, że nie jest „prawdziwą trójką” nadredaktor Wolski... To tak jak z „Piwnicą pod Baranami”, której szyld przejęła jakaś grupka krakowskich słuszniaków, którym za młodu zdarzyło się skoczyć po piwo dla Piotra Skrzyneckiego, i jako „prawdziwi” dziedzice jego brandu wyszydzają klasowo obcego, „pisowca”, Leszka Długosza.

Zmiany to zawsze szansa ? jak wyrzucają, to będą zatrudniać. Jak w stanie wojennym wyrzucali najlepszych dziennikarzy za „Solidarność”, to na ich miejsce wchodzili i stawiali pierwsze kroki dzisiejsi dziennikarscy gwiazdorzy III RP. Na wywalaniu „pisowców” też można będzie spróbować zrobić karierę, zawsze to łatwiej, niż przebijać się mozolnie samemu, bez żadnego wsparcia.

Trzeba tylko dobrze ucha nadstawiać, bo koniunktury się szybko zmieniają, po okresach dogmatyzmu przychodzą odwilże. Dlatego się z „Trójką” nie żegnam, bo wiem, że przy tym stanie finansów publicznych odwilż przyjść może szybciej, niż się wielu wydaje. I wtedy wygra, kto z usypiania ludu w porę przerzuci się na bicie w dzwon, kiedy nie będzie już ono miało za grosz sensu, i na wskazywanie winnych popełnionych błędów i wypaczeń. Rzecz w tym, że we wspomnianej powieści Bradbury’ego stan uśpienia mógł trwać w nieskończoność, bo nic nie zagrażało błogiemu materialnemu dobrobytowi. Ale to była powieść science fiction. Nie ma Kredytodawcy Doskonałego, każdy upomina się prędzej czy później o odsetki. Błogi sen zahipnotyzowanych przez Tuska i Salon jest snem na bardzo kruchym lodzie.

W ciągu tych kilku minut, które zajęło Państwu przeczytanie mojego felietoniku, zadłużenie Polski wzrosło o około pół miliona złotych.

Owszem, odbywają się wybory, jest opozycja, z pozoru nic się w Ameryce przyszłości nie zmieniło. Ale wolności już nie ma. Została zadeptana przez demokratyczną większość ? można się tylko domyślać, że z inspiracji starannie ukrytej elity władzy ? w imię wygody, powszechnego zadowolenia i nie urażania licznie rozmnożonych mniejszości (samego określenia „poprawność polityczna” Bradbury nie przewidział, ale całą resztę – jak najbardziej). Wszystko w imię spokoju i zadowolenia, precz z jakimikolwiek zmartwieniami.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości