Prawo i Sprawiedliwość ma więc dziś pełne prawo śledzić sprawę wyjaśniania katastrofy smoleńskiej, analizować działania rządu w tej materii i poddawać je nawet bardzo ostrej krytyce. Ma prawo powoływać własną komisję w tej sprawie i robić wszystko, co przybliży wyjaśnienie przyczyn katastrofy i wyciągnięcie z niej wniosków na przyszłość.
Co więcej, formułując zarzuty wobec rządu, może mieć sporo racji. Niejednokrotnie na łamach “Rzeczpospolitej” krytycznie ocenialiśmy działania gabinetu Donalda Tuska w kwestii smoleńskiego śledztwa, zbytnie zawierzenie w tej materii Rosjanom, zbyt mało aktywną postawę.
Jednak krytyka – by była wiarygodna – musi mieć jakieś podstawy i być racjonalna. Trzeba ważyć słowa po to, by nie uniemożliwiać dalszej dyskusji.
Jeśli używa się takich słów jak “zamach” czy “zdrada”, to trzeba mieć pełną świadomość, że dochodzi się do ściany. Że dalej jest tylko wojna. Bo zdrajców nie poddaje się weryfikacji wyborczej, ale sądzi i nakłada na nich najcięższe kary.
Zapewne bywają sytuacje, w których i takich słów trzeba użyć, ale są to sytuacje ostateczne. Dziś nie ma żadnych poważnych dowodów świadczących o tym, by katastrofa smoleńska była zamachem, a Donald Tusk zdradził swoje państwo. Anna Fotyga – minister spraw zagranicznych w rządach PiS – wypowiadając się tak ostro, przekroczyła granice politycznej debaty. Z taką wypowiedzią nie da się podjąć jakiejkolwiek polemiki, a po niej trudno poważnie traktować inne – także racjonalne i rozsądne – głosy płynące z PiS na temat katastrofy i postępowania rządu.