Gdy NATO w drugiej połowie lat 90. otworzyło drzwi przed Polską, Republiką Czeską i Węgrami, osiągnięto dwa porozumienia w kluczowych sprawach strategicznych. Pierwsze – z nowymi krajami członkowskimi – dotyczyło sposobu, w jaki będą one w razie potrzeby bronione. Drugie – z Rosją – w sprawie zasad partnerstwa.
Mając na uwadze realia ówczesnego sprzyjającego środowiska bezpieczeństwa oraz upadek rosyjskiej potęgi militarnej, USA i NATO uznały, że nie ma potrzeby, aby w nowych państwach członkowskich na stałe stacjonowały wojska sojusznicze, proponując w zamian wysłanie w razie potrzeby sił wzmocnienia, rozbudowę infrastruktury niezbędnej do ich przyjęcia oraz ćwiczenia oparte na art. 5 traktatu waszyngtońskiego. W stosunku do Polski NATO i Stany Zjednoczone zobowiązały się np. utworzyć siły wzmocnienia wielkości korpusu i rozmieścić je w przypadku kryzysu. Nowym państwom członkowskim nie było ławo zgodzić się na te propozycje, ale rozumiały, że to jedyny możliwy kompromis między nimi a NATO.
[srodtytul]Niespełnione obietnice[/srodtytul]
Dla wszystkich było jednak jasne, że brak stałych sił sojuszniczych na terytoriach nowych państw członkowskich oznacza utworzenie sił wzmocnienia, rozbudowę infrastruktury, ćwiczenia wojsk oraz posiadanie planów ich użycia. Ten związek nie był przez nikogo w NATO podważany.
Mało tego, przyjęte założenie zostało wzięte pod uwagę podczas negocjacji z Rosją. Ta oczywiście pragnęła zapobiec rozmieszczeniu sił sojuszniczych na terytorium nowych państw członkowskich i chciała uzyskać stałe zobowiązania ze strony NATO. Sojusz odrzucił te żądania i oświadczył, że siły wzmocnienia, infrastruktura, plany i ćwiczenia są konieczne, gdyż nie można się zgodzić na to, by nowi członkowie mieli status niższej kategorii.