Jak się pozbyć z Kuby opozycji i wyjść na łaskawcę

Kubański reżim z pomocą Hiszpanii masowo deportuje swoich przeciwników politycznych, a na dodatek zbiera pochwały za ten rzekomo humanitarny gest

Aktualizacja: 08.04.2011 21:44 Publikacja: 08.04.2011 21:35

Jeśli tak dalej pójdzie, nikt nie będzie mógł zarzucić braciom Castro, że więżą ludzi za poglądy. Do Madrytu dotarła w piątek kolejna grupa kubańskich więźniów politycznych zwolnionych wyłącznie dlatego, że zgodzili się wyemigrować. W ten sposób Hawana pozbyła się od lipca 2010 roku 115 opozycjonistów.

I kilkuset ich krewnych, którzy też nie byli wielbicielami reżimu. Jak na ironię losu, Kubańczyków deportowano wśród aplauzu demokratycznego świata, wdzięcznego tyranom za „humanitarny" gest. Wygnanie w Hiszpanii może się oczywiście okazać milsze od życia w ojczyźnie. Nawet jeśli dysydenci czują się zawiedzeni, że Madryt nie wita ich jako bohaterów słusznej sprawy, za których większość ma prawo się uważać.

Podmiejski hotelik, potem mniej lub bardziej subtelne naciski, by nowe życie zaczęli nie w Madrycie, ale w Walencji, Sorii, byle daleko od stolicy, gdzie setki świeżo przybyłych Kubańczyków mogłyby stworzyć silną antycastrowską wspólnotę. Reżim nie po to ich deportował, by bruździli mu na odległość. A i władzom Hiszpanii byłoby nie na rękę, gdyby osoby, którym udzieliły gościny, wywlekały podczas konferencji prasowych szczegóły porozumienia Madrytu z Hawaną. Niektórzy byli więźniowie są tak bardzo oburzeni, że chcą wracać na Kubę.

Jak Juan Carlos Herrera Acosta, który po latach spędzonych w kubańskich więzieniach w sierpniu zeszłego roku wylądował w Hiszpanii. Czuje się zmanipulowany przez hiszpański rząd. Twierdzi, że dysydenci pozwalający sobie na krytykę wobec Madrytu tracą pomoc finansową państwa. Mogą zakasać rękawy, ale w nękanym rekordowym bezrobociem kraju znalezienie pracy nie jest łatwe, zwłaszcza że nie wszyscy „polityczni" doszli do siebie po latach tortur i prześladowań. Zagrożenie, jakie stanowi wywózka opozycjonistów do dalekiej Europy, dostrzegają przeciwnicy reżimu, którzy odmówili wyjazdu.

Laureat Nagrody Sacharowa Guillermo Farinas, który w zeszłym roku prowadził przez 135 dni głodówkę, by zmusić władze do wypuszczenia opozycjonistów skazanych podczas procesów czarnej wiosny 2003 r., nazwał deportację więźniów do Hiszpanii „cichym Mariel" (w 1980 r. władze Kuby wyekspediowały z portu Mariel do USA 125 tys. niechcianych obywateli). Według Farinasa reżim oczyszcza teren, by – gdy dojdzie do spo- łecznej rewolty – opozycja była osłabiona. Jego zdaniem panowie Castro mogą jednak wpaść we własne sidła.

„Jeśli będą w ten sposób stymulować wyjazdy dysydentów, ich bliskich i przyjaciół, wielu Kubańczyków poczuje się zmotywowanych, by przejść do opozycji, którą postrzegają jako uprzywilejowaną grupę" – mówił Farinas, cytowany przez wychodzącą w Miami gazetę „El Nuevo Herald". Możliwość opuszczenia kraju na zawsze to jedyny przywilej opozycji. Sam Farinas znów przebywa w areszcie domowym. Obrońcy praw człowieka alarmują, że reżim z jednej strony wypuszcza dysydentów, by poprawić swój wizerunek, a z drugiej po cichu tępi opozycję bardziej wyrafinowa- nymi metodami.

Jeśli tak dalej pójdzie, nikt nie będzie mógł zarzucić braciom Castro, że więżą ludzi za poglądy. Do Madrytu dotarła w piątek kolejna grupa kubańskich więźniów politycznych zwolnionych wyłącznie dlatego, że zgodzili się wyemigrować. W ten sposób Hawana pozbyła się od lipca 2010 roku 115 opozycjonistów.

I kilkuset ich krewnych, którzy też nie byli wielbicielami reżimu. Jak na ironię losu, Kubańczyków deportowano wśród aplauzu demokratycznego świata, wdzięcznego tyranom za „humanitarny" gest. Wygnanie w Hiszpanii może się oczywiście okazać milsze od życia w ojczyźnie. Nawet jeśli dysydenci czują się zawiedzeni, że Madryt nie wita ich jako bohaterów słusznej sprawy, za których większość ma prawo się uważać.

Publicystyka
Czy biskupi powołają komisję ds. zbadania wykorzystywania seksualnego w polskim Kościele?
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi już kampanię parlamentarną, KO utknęła na wyborach prezydenckich
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele będą zarabiać więcej?
Publicystyka
Estera Flieger: Wygrał Karol Nawrocki, więc krowy przestały się cielić? Nie dajmy się zwariować
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: 6000 zamrożonych zwłok albo jak zapamiętamy Rosję Putina