Zdaniem Marcinkiewicza dotychczasowe działania strony rosyjskiej wokół katastrofy smoleńskiej wymierzone są personalnie w Donalda Tuska, nie w Jarosława Kaczyńskiego.
Rosja uderza imiennie w Donalda Tuska. Policzmy – raport MAK, zmiana tablicy, ostentacyjne pozwolenie, by niszczał wrak, opóźnianie dostarczania dokumentów. To wszystko wymierzone jest w premiera. Jest gra na melodię nuconą przez Kaczyńskiego. Idealnie. Mówienie w tym kontekście, że premier Tusk jest jakimś rusofilem, że zdradza Polskę z Rosja, jest dla mnie, patrzącego z boku, jakimś absurdem (…) Co się stało 10 kwietnia 2010 r.? Na terenie Rosji, wskutek także zaniedbań jej służb, zginął polski prezydent i 95 innych osób. Dla Rosji przyznanie się do tego, że ma lotniska jak kartofliska, że ma nieprofesjonalnych ludzi w obsłudze lotnisk, że ma bałagan, to najgorsze, co może być. Już wolą, by Polacy sądzili, że to był zamach, że służby rosyjskie użyły kosmicznych technik, że są generalnie źli. Byle nie widzieli, i by nie widział także świat, że Rosja to po prostu kraj słaby, z wieloma problemami. Wolą być widziani jako oprawcy, byle byli silni i sprawni. Przyznanie sie do prawdy nie wchodziło w rachubę. To nie tłumaczy późniejszego upokarzania Tuska.
Zdaniem Marcinkiewicza tragedia smoleńska powinna stać się zaczynem do nowej rewolucji w Polsce.
Tragedia 10 kwietnia unaoczniła to w sposób maksymalnie bolesny. Widać, że systemy prawny, administracyjny, urzędniczy są niezdolne do sprawnego działania. Potrzebna jest radykalna zmiana, można powiedzieć nawet – rewolucja (…) Używam tego słowa nie bez powodu. Bo takie właśnie rewolucyjne zmiany dokonują sie w momentach, kiedy wyż demograficzny wchodzi w dorosłe życie i napotyka bariery uniemożliwiające mu zaspokojenie aspiracji. Tak było choćby w latach 80., ruch „Solidarności” to był w dużej mierze bunt młodych ludzi sfrustrowanych zastanym światem (…) Jest masa młodych ludzi na rynku pracy, którzy mówią: dość.
Marcinkiewicz ze zrozumieniem odnosi się do działań Donalda Tuska.