W pułapce kanonów demokracji

Możliwości badawcze polskich ekspertów i śledczych pochylających się nad tragedią smoleńską były (i nadal są) w sposób oczywisty ograniczone

Publikacja: 01.07.2011 09:23

W pułapce kanonów demokracji

Foto: W Sieci Opinii

Mimo że obejmujemy właśnie formalne przewodnictwo w UE (tzw. prezydencja), polska opinia publiczna przez ostatnie dni absorbowana jest innym wydarzeniem - ze zdwojoną siłą powrócił temat smoleński. Co znamienne, nie odbywa się to wyłącznie z inicjatywy PIS (a przecież w mediach wciąż kreuje się wizerunek partii J. Kaczyńskiego jako formacji jednego tylko tematu); wszak to rzecznik rządu publicznie poinformował, że lada dzień premier zakończy swoje rozeznanie nad raportem przygotowanym przez komisję, której przewodniczy, skądinąd jego protegowany, minister J. Miller.

Do mediów już przeciekły zasadnicze tezy owego dokumentu; w tym samym dniu na konferencji prasowej poseł Antoni Macierewicz przedstawił własne ustalenia zebrane w tzw. białej księdze.

Nim przejdę do omówienia obu raportów, chciałbym uczulić czytelnika na rzecz podstawową; otóż możliwości badawcze polskich ekspertów/śledczych pochylających się nad tragedią smoleńską były (i nadal są) w sposób oczywisty ograniczone. Polska grubo ponad rok od katastrofy nie dysponuje dwoma najważniejszymi dowodami w sprawie: wrakiem Tupolewa oraz tzw. czarnymi skrzynkami, które Rosjanie - nie licząc się z naszym stanowiskiem - konsekwentnie przetrzymują w Moskwie. Mimo tego, choćby na podstawie upublicznionych, dostępnych danych, można wysnuć na dzień dzisiejszy kilka wniosków, które nakreślają pewien rys wydarzeń z feralnego dnia 10 kwietnia 2010 r. Nie są one wcale zbieżne z ustaleniami rosyjskiego MAKu - tak wynika nie tylko ze słów A. Macierewicza, ale również niektórych tez tzw. raportu Millera.

 

Na marginesie należy przyznać, iż gremium kierowane przez ministra spraw wewnętrznych ma - odnośnie badania udziału strony rosyjskiej w katastrofie - w znacznym stopniu związane ręce. To efekt tajemniczego porozumienia Tuska z Putinem, zgodnie z którym Rosjanie są zasadniczym dysponentem śledztwa smoleńskiego. Od ich widzimisię zależy nie tylko dopuszczenie Polaków do podstawowych dowodów (o których wspominałem), ale również dostęp do świadków (kontrolerów lotu), intensyfikacja procesu wymiany dokumentów, zabezpieczenie miejsca zdarzenia, etc. Do dziś dnia nie uzyskaliśmy jasnej informacji, jaki kształt miały w tym zakresie ustalenia poczynione przez polski i rosyjski rząd. Działania komisji w sposób oczywisty ogranicza również tzw. atmosfera pojednania. Przedstawiciele największych mediów, autorytety z A. Wajdą na czele, przestrzegają przed drażnieniem Rosji. W tym kontekście oświadczenie Miedwiediewa, iż nie wyobraża sobie, by oba raporty (polski i MAKowski) się od siebie różniły, stanowiło swoistą przestrogę. Zresztą minister Miller już wcześniej dał znaczący wyraz, pod czyje dyktando będą przebiegały prace badawcze: jeszcze przed uzyskaniem dostępu do wielu dokumentów i dowodów zapowiadał, że ustalenia jego komisji będą dla nas jeszcze bardziej bolesne (bardziej od tych poczynionych przez MAK!!!).

 

Mimo tych wszystkich alarmistycznych faktów, komisja Millera odniosła się do działań Rosjan - tak wynika z przecieków medialnych. Uznała je jednak za element poboczny; zasadniczą winą obciążono załogę Tupolewa, w dalszej mierze BOR i obie kancelarie: premiera i Prezydenta. Czy słusznie?

 

Spójne kalendarium wydarzeń, ustalone w oparciu o dostępną powszechnie dokumentację przedstawił A. Macierewicz. Wynika z niego, iż udział strony rosyjskiej w wydarzeniach z 10 kwietnia był niebagatelny. Szef parlamentarnej komisji ds. badania przyczyn katastrofy smoleńskiej wystrzegał się przy tym rozważań na temat ewentualnego zamachu. Najważniejszy argument salonu (że PIS 'rozsiewa' teorie spiskowe) upadł. Takim rozsądnym działaniem Macierewicz wprawił salon w stan olbrzymiego zakłopotania, a wręcz konsternacji. Z faktami, które przedstawiłm próbuje polemizować P. Wroński. W tekście pod znamiennym tytułem "PIS w pułapce logiki" dowodzi, że zarzuty stawiane stronie rosyjskiej przez PIS nie trzymają się kupy. Pisze m.in.:

 

"Kontrolerzy z jednej strony - zdaniem Macierewicza - "świadomie sprowadzali polskich pilotów na śmierć", nieprecyzyjnie ich naprowadzając, i na koniec wciągnęli ich w "śmiertelną pułapkę". Z drugiej strony błagali przełożonych o podanie lotniska zapasowego, na które Tu-154 miał odlecieć. Ustalmy w końcu, czy ci źli Rosjanie kontrolerzy chcieli naszą delegację zabić, czy też nie."

 

Odpowiem Wrońskiemu i jemu podobnym, choć znając specyficzne możliwości ich percepcji, także w zakresie wiązania faktów, trudno oczekiwać pełnego zrozumienia. Ale spróbujmy. Otóż wiemy, że kontrolerzy będący na smoleńskim lotnisku 10 kwietnia 2010 r. zdawali sobie sprawę z tego, że mogą być olbrzymie trudności z bezpiecznym wylądowaniem polskiego Tupolewa na jego płycie. Mając na uwadze rangę lotu i specyfikę rosyjską, zamiast samodzielnie podjąć decyzję ws. zamknięcia lotniska (tak winni byli uczynić zgodnie z procedurami), postanowili zwrócić się w tej materii do przełożonych w Moskwie. Ci w sposób jednoznaczny NAKAZALI im sprowadzać samolot z polskim Prezydentem na pokładzie na ziemię, innymi słowy: zakazali zamknięcia lotniska. Wrońskopodobni są przeświadczeni, że zrobili tak, bo obawiali się gniewu Kaczora. Ja twierdzę, że decydenci w Moskwie mięli ewentualne obiekcje kolegi Saakaszwilego - mówiąc delikatnie - w głębokim poważaniu. Kontrolerzy dostali rozkaz - mimo mgły, mimo kiepskiego stanu lotniska, braku urządzeń technicznych umożliwiających bezpieczne lądowanie w trudnych warunkach atmosferycznych, macie sprowadzać polski samolot na Siewiernyj/pozwolić mu wylądować. Oznaczało to - co pokazały następujące po komendach kontrolerów wydarzenia - że kapitan Protasiuk wraz z załogą i pasażerami, przy czynnej postawie wieży (poinstruowanej przez Moskwę), zmierzał ku rychłej i tragicznej śmierci.

Wroński nie dostrzega logiki także w innych zarzutach stawianych przez Macierewicza. Nie rozumie np. wpływu na katastrofę rozdzielenia wizyt w Katyniu. Pisze:

 

"A skoro wizyty były dwie, to prezydent Kaczyński, który koniecznie chciał polecieć do Katynia, bo rywalizował z premierem, naraził na śmierć 95 osób."

 

Niemoc wobec argumentów pana Antoniego uwidacznia posłużenie się przez publicystę "Wyborczej" manipulacją. To nie Prezydent ścigał się z Tuskiem - jak pisze Wroński; było zgoła odmiennie. Otóż wizyta Prezydenta Kaczyńskiego była zaplanowana znacznie wcześniej od chwili, w której Putin zaproponował Tuskowi wspólne obchody rocznicy katyńskiej. Premier wiedział, że Prezydent i oficjalna polska delegacja będą w Katyniu 10 kwietnia, mimo to przystał na konkurencyjną propozycję Putina. Rywalizacja, rola w niej Moskwy, nieustępliwa postawa Arabskiego, w tle doświadczenia związane z tzw. wojną o krzesło w samolocie - to wszystko wpłynęło na obniżenie bezpieczeństwa lotu Prezydenta RP. Zresztą, nawet z raportu Millera ma wynikać, iż zaniechania ze strony BOR i MON w tym zakresie były oczywiste i nieuzasadnione.

 

Raport Macierewicza ma niebagatelny walor - jest efektem pracy ciała niezależnego, kontrolnego i krytycznego wobec rządu. Raport Millera został sporządzony przez ekspertów, którymi szefował podwładny premiera Tuska, kolega ministra obrony narodowej, człowiek mający w gestii BOR.

 

Nie można odpowiedzialnie twierdzić, iż Polska jest eksporterem demokracji (tak często mówią przedstawiciele obecnej władzy), jeśli w procesie wyjaśniania przyczyn i ustalania winnych największej tragedii narodowej po II wojnie światowej nie obowiązuje zasada "nemo iudex in causa sua", stanowiąca kanon demokracji.

Mimo że obejmujemy właśnie formalne przewodnictwo w UE (tzw. prezydencja), polska opinia publiczna przez ostatnie dni absorbowana jest innym wydarzeniem - ze zdwojoną siłą powrócił temat smoleński. Co znamienne, nie odbywa się to wyłącznie z inicjatywy PIS (a przecież w mediach wciąż kreuje się wizerunek partii J. Kaczyńskiego jako formacji jednego tylko tematu); wszak to rzecznik rządu publicznie poinformował, że lada dzień premier zakończy swoje rozeznanie nad raportem przygotowanym przez komisję, której przewodniczy, skądinąd jego protegowany, minister J. Miller.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości