Reklama

Kto dotrzymał obietnic wyborczych - PO czy PiS?

Obiecanki cacanki, a wyborcy radość. Jak wyglądała realizacja obietnic wyborczych przez PO i PiS, mówią Barbara Fedyszak-Radziejowska i Jarosław Flis

Publikacja: 13.09.2011 11:12

Kto dotrzymał obietnic wyborczych - PO czy PiS?

Foto: W Sieci Opinii

Cóż, PO obiecywała cud, a więcej obiecać już się nie da (śmiech). Mamy tu natomiast problem "wyścigu po pawi ogon" - każdy chce bardziej pokazać i wyróżnić, a na końcu to, co miało być tylko ozdobą, utrudnia życie wszystkim. Oczywiście, można pójść śladem Winstona Churchilla i powiedzieć, że obiecuje się tylko "pot, krew i łzy". Na Łotwie był premier, który mówił, że jeśli obywatelom aż tak spieszy się do Unii Europejskiej, powinni prostować płoty, leczyć zęby, a po nocach uczyć się angielskiego. Szybko jednak przestał być premierem. Jest to cały paradoks współczesnej władzy. W pewnym momencie zaczęto obiecywać za dużo i w końcu nastąpiła inflacja obietnic wyborczych, lecz żadna partia nie może z nich zrezygnować. 

Flis dodaje, że w tych wyborach PO obiecuje mniej

Bez wątpienia są to obietnice bliższe realistycznym możliwościom rządzących. Zresztą każdy, kto obejmuje władzę, zaczyna patrzeć na kwestię zobowiązań z innej perspektywy. Podobnie było z PiS w 2007, które nie mówiło: "OK, najpierw obiecaliśmy 3 mln mieszkań, to teraz zbudujemy ich 6 mln". Warto zresztą zwrócić uwagę, że w ogóle w tych wyborach nikt już nie obiecuje milionów mieszkań, cudów czy innych gruszek na wierzbie, ale partie starają się trzymać w granicach prawdopodobieństwa. Gdy zaś je przekroczą, są przez dziennikarzy punktowane. W tych, jak i poprzednich wyborach PO poruszała się raczej w sferze abstrakcji. .


Socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska mówi:

Reklama
Reklama


Politycy PiS także w 2005 roku podkreślali konieczność uwolnienia III RP od deformujących gospodarkę i życie społeczne pozostałości po PRL. Stąd obietnica rozwiązania WSI, nowelizacji ustawy o IPN i powołania CBA. (...) PO i PiS szły po władzę z postulatami, które wydawały się w 2005 roku zbieżne. Opowiadały się za ostatecznym zerwaniem z PRL. Po wyborach wspólnie rozwiązały WSI, znowelizowały ustawę o IPN i powołały CBA. Afera Rywina i starachowicka pokazały skalę niejawnych mechanizmów wpływania na rządzących przez różne lobby, także przestępcze. Postulat kontrolowania elit władzy był w 2005 roku powszechnie akceptowany.



Barbara Fedyszak-Radziejowska dodaje:


Reklama
Reklama

Powiedziałabym, że PiS był po prostu konsekwentny. Natomiast gotowość Platformy - w której znajduje się przecież wielu ludzi "Solidarności" - do realizacji tych wspólnych postulatów okazała się niewielka. Po wygranych w 2007 roku wyborach okazało się, że PO widzi wszystko zupełnie inaczej - CBA zmieniło nie tylko szefa, lecz także sposób funkcjonowania. Elity władzy znowu są poza społeczną kontrolą. W tych kwestiach to partia Jarosława Kaczyńskiego okazała się bardziej wiarygodna. Platforma wydaje się kolejną wersją partii "władzy-godnej", a nie partią programu, który jej liderzy naprawdę, a nie tylko wizerunkowo chcą wprowadzić w życie. 

Socjolog zwraca również uwagę na słabości rządów PiS.

Rząd PiS miał swoje słabości, przede wszystkim kadrowe. Przypomnę premiera Marcinkiewicza, postać bardziej medialną niż merytoryczną. Roman Giertych okazał się być politykiem mało wiarygodnym w dochowaniu wierności głoszonym wartościom. Byli też Janusz Kaczmarek, Anna Kalata... Można powiedzieć, że błędem było powołanie R. Sikorskiego na ministra obrony narodowej, ale sukcesem - jego odwołanie. Ale cóż, dzisiaj nie mam większych wątpliwości, że to Platforma nie chciała koalicji z PiS. Nie zgodziła się też w sytuacji patowej na powtórzenie wyborów. Liderzy PiS poradzili sobie z tym poważnym kryzysem politycznym, podejmując samodzielne rządy za cenę współpracy z mało wiarygodnymi partnerami. I w takich warunkach zrealizowali większość swych obietnic.

Cóż, PO obiecywała cud, a więcej obiecać już się nie da (śmiech). Mamy tu natomiast problem "wyścigu po pawi ogon" - każdy chce bardziej pokazać i wyróżnić, a na końcu to, co miało być tylko ozdobą, utrudnia życie wszystkim. Oczywiście, można pójść śladem Winstona Churchilla i powiedzieć, że obiecuje się tylko "pot, krew i łzy". Na Łotwie był premier, który mówił, że jeśli obywatelom aż tak spieszy się do Unii Europejskiej, powinni prostować płoty, leczyć zęby, a po nocach uczyć się angielskiego. Szybko jednak przestał być premierem. Jest to cały paradoks współczesnej władzy. W pewnym momencie zaczęto obiecywać za dużo i w końcu nastąpiła inflacja obietnic wyborczych, lecz żadna partia nie może z nich zrezygnować. 

Reklama
Publicystyka
Marek Kutarba: Czy Polska naprawdę powinna bać się bardziej sojuszniczych Niemiec niż wrogiej jej Rosji?
Publicystyka
Adam Bielan i Michał Kamiński podłożyli ogień pod koalicję. Donald Tusk ma problem
Publicystyka
Marek Migalski: Dekonstrukcja rządu
Publicystyka
Estera Flieger: Donald Tusk uwierzył, że może już tylko przegrać
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Publicystyka
Dariusz Lasocki: 10 powodów, dla których wstyd mi za te wybory
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama