Sądy i prokuratury III RP od lat odwalają ciężką pracę, żeby oddzielić ziarno od plew, to znaczy równych od równiejszych. Dzięki tej ciężkiej pracy wiemy, że jeśli prezydent nazywa się Kwaśniewski i jest przedstawicielem opcji słusznej, to nazwanie go „tłustym pulpeciarzem" jest karalne. Ale jeżeli się nazywa Kaczyński i reprezentuje siły niesłuszne, nazywać go „chamem" wolno, bo to tylko opinia. Niekaralne było wyrażenie przez Daniela Olbrychskiego opinii o Bronisławie Wildsteinie, jakoby był konfidentem, albo rzucanie przez Lecha Wałęsę prostackich obelg na Grzegorza Brauna, bo, jak to uzasadniła pani sędzia „Lech Wałęsa nie jest zwykłym obywatelem, jest osobą wybitną". Ale wyrażanie jakichkolwiek opinii o Adamie Michniku ścigane jest z całą surowością prawa, albowiem, „negatywne opinie o Adamie Michniku godzą w zasady współżycia społecznego", co Stanisławowi Remuszce sąd raczył był expressis verbis wyłożyć w pisemnym uzasadnieniu wyroku. Również jego gazety orzecznictwo III RP obrażać zabrania, na przykład przez porównywanie jej ze stalinowską „Trybuną Ludu". „Gazeta Wyborcza" to nie Biblia, którą wyrokiem sądu III RP wolno publicznie drzeć i rozrzucać między wyjącą gówniażerię z okrzykiem „żryjcie to g..., hail!" Swoją drogą, zabawne, że gazecie Michnika i Grossa w tym wypadku zupełnie nie przeszkadza w wyrażaniu zachwytu dla takiego działania „artystycznego" ani to „hail", ani przybrany przez estradowego pajaca pseudonim „Holocausto", ani nawet fakt, że „to g..." jest przecież świętą księgą nie tylko dla znienawidzonych katoli od Rydzyka, ale także dla „starszych braci w wierze". Nie jest więc wcale z tą „żydofilią" michnikowszczyzny tak prosto, jak by wynikało z kontrowersyjnej książki Stanisława Michalkiewicza.
Ostatni tydzień dopisał do powyższych sądowych kuriozów ? których listę dłużyć by można w nieskończoność ? kolejne. Robienie sobie jaj z krzyża, na przykład poprzez lepienie go z puszek po piwie, jest spoko. Za to zabrania się nazywać Grzegorza Schetynę „ciemną postacią rządu". Czy oznacza to również, że penalizowane będą określenia typu „zły duch tego rządu", czy „szara eminencja"? A może „najsłabsze ogniwo" czy „najgorszy minister"? Bez sięgania po kodeksy można się domyślić, że jeśliby się nimi miał poczuć dotknięty przedstawiciel Partii, któregoś ze stronnictw sojuszniczych, względnie salonu, to tak. W przeciwnym razie przeciwnie.
Inna ciekawostką jest sądowy finał sprawy rzekomego umawiania się byłego ministra kultury Podkańskiego z nieżyjącym Józefem Czapskim. Sąd uznał, że takie zdarzenie nie miało miejsca, i nakazał „Rzeczpospolitej" oraz tygodnikowi „Wprost" przeproszenie byłego ministra za kłamstwo. Ale już „Gazecie Wyborczej" za dokładnie takie samo kłamstwo przepraszać go nie kazał, przeciwnie, żądanie pokrzywdzonego oddalił. Ktoś jeszcze potrzebuje dodatkowych dowodów, że w III RP istnieje równość wobec prawa, a sądy przy ferowaniu wyroków w żadnym wypadku nie kierują się tym, kto u nich zamawia tę usługę?
Mimo tak aktywnej pracy sędziów na niwie, wciąż trafiają się między nimi wyjątki, i jeden z takich wyjątków oddalił niedawno roszczenia obecnego wydawcy byłego tygodnika „Wprost" przeciwko wydawcy tygodnika „Wprost Przeciwnie". W tej sytuacji rolę sądu wziął na siebie „Ruch" i w ostatniej chwili, najwyraźniej tak dobranej, aby wpuścić tego drugiego w rujnujące koszty, wymówił kolportaż zapowiadanego na pojutrze pierwszego numeru.