W interesie Polski jest, by skutkiem tego wszystkiego był zimny prysznic dla europejskich elit i przywrócenie elementarnych zasad ekonomicznych. Na pewno też nie jest w naszym interesie sprowadzenie na Niemcy kłopotów gospodarczych. Jesteśmy bowiem zbyt mocno powiązani z nimi ekonomicznie. Ale nie oznacza to, że każdy proponowany w związku z kryzysem postulat jest nam na rękę. Jeśli na przykład Niemcy i Francuzi zażyczą sobie większego wpływu na zarządzanie gospodarką unijną, to przed nami stanie poważny dylemat. Widać bowiem wyraźnie, że oba państwa chcą przy okazji kryzysu, korzystając z tego pretekstu, załatwić zupełnie inne sprawy.
O mechanizmie funkcjonowania struktur europejskich Szymański mówi:
Jest to mechanizm kluczowy dla integracji europejskiej. Otóż najpierw daje się ludziom coś fajnego. Na przykład podróżowanie bez paszportów i granic. Wszyscy są zachwyceni, szczęśliwi. Ale po jakimś czasie okazuje się, że przy okazji trzeba, o czym nie mówiono wcześniej głośno, wprowadzić wzajemne uznawanie wyroków, wspólną politykę azylową czy imigracyjną. Z euro było tak samo. Świadomie, a nie w wyniku błędu, zbudowano system, w którym za jakiś czas miało dojść do przesilenia. Wtedy przy tej okazji zamierzano uzyskać od państw członkowskich coś normalnie nie do zdobycia – zarządzanie gospodarcze z Brukseli. Podając to jako konieczny warunek uratowania wspaniałej, wspólnej waluty.
To polityka indukowania zmian, wprowadzania nierównowagi, którą potem trzeba wyrównać dalszą integracją. Dotąd zresztą niezwykle skuteczna (…) To, że świadomie nie mówiono o tym wcześniej, kiedy kolejne państwa wchodziły do strefy euro. A teraz się twierdzi, że trzeba zbudować gospodarczy superrząd. To jest uderzenie w serce demokracji. Bo istotą parlamentaryzmu europejskiego od zarania dziejów jest kontrola demokratyczna nad tym, jak zbieramy podatki, jakie one są i na co je wydajemy – czytamy w tygodniku „Uważam Rze”.