Reklama

Piotr Semka: Ci, co sądzą, że są przy stole, dawno są w menu

Dla Piotra Semki ocena działań Stanisława Augusta Poniatowskiego, ostatniego króla Polski, jest pretekstem do zadania najważniejszych pytań o kondycję kraju dzisiaj

Publikacja: 05.12.2011 09:46

Piotr Semka: Ci, co sądzą, że są przy stole, dawno są w menu

Foto: W Sieci Opinii

W najnowszym „Uważam Rze” Semka zauważa:

W 1757 r. Rosjanie na życzenie Katarzyny wymuszają na Auguście III wyznaczenie właśnie Stanisława Poniatowskiego na polskiego ambasadora w Petersburgu. Zaczyna się kilkuletni okres, gdy traktowany jak zabawka Stanisław chłonie obietnice Katarzyny, że gdy razem obejmą trony w Warszawie i Petersburgu, szerzyć będą oświecenie w swoich krajach. W 1762 r. po zgładzeniu męża Katarzyna obejmuje tron Rosji i gdy rok później umiera August III, doprowadza do elekcji swego kochanka na tron Polski. Rosyjskie wojska asystujące przy elekcji wymuszają wybór i koronację Stanisława. Co myśli sobie świeżo upieczony król? Czy jest przekonany, że za taką przysługę nie trzeba będzie płacić upokarzających odsetek? 

Okazuje się, że takie wnioski wcale nie są oczywiste. Semka przygląda się wystawie na Zamku Królewskim w Warszawie. I przywołuje m.in. fragment towarzyszącego wystawie katalogu, gdzie Michał Kulecki komentuje reprodukcję aktu abdykacji króla podpisanego po 24 października 1765 r. (Stanisław August przebywa w Grodnie pod ścisłą kontrolą władz rosyjskich bez wiedzy o targach rozbiorowych między Wiedniem, Petersburgiem i Berlinem): 

Pozostało tylko nakłonienie Stanisława Augusta do abdykacji. Żądanie abdykacji przychodziło z zewnątrz. Prawo Rzeczypospolitej zakazywało królowi zrzeczenia się tronu, ale w tej akurat sytuacji nie miało to żadnego znaczenia. Władze rosyjskie dysponowały skutecznym środkiem nacisku w postaci długów królewskich, dlatego król, uzyskawszy obietnice uregulowania swoich zobowiązań przez wszystkie trzy zaborcze dwory, przystąpił do prac nad redakcją aktu abdykacyjnego. 

Semka zauważa, że prawo Rzeczpospoiltej ustąpiło wobec siły srebrników rozbiorowych potęg. Dzisiejsza obrona króla Stanisława kojarzy się publicyście z „małym realizmem PRL” – będącym alibi dla „bierności i tchórzostwa”. Ta postawa, jego zdaniem, powraca. Gigantyczną wystawę na Zamku Królewskim objął honorowym patronatem prezydent Bronisław Komorowski. Piotr Semka uważa, że można wątpić, czy prezydent Lech Kaczyński objąłby patronat nad wystawą poświęconą postaci ostatniego króla, bowiem był wierny optyce II RP:

Reklama
Reklama

Dlaczego pokolenie legionowe z taką niechęcią odnosiło się do postaci ostatniego króla Polski? Piłsudczycy byli wychowani na legendzie zbrojnego czynu, ale to nie wyjaśnia całkowicie ich awersji. 

Obrona Stanisława Augusta zbyt mocno kojarzyła im się z dobrze znaną im sprzed I wojny światowej logiką oswajania się z dyktatem silniejszych od Polski mocarstw rozbiorowych. Ludzie, którzy dusili się w atmosferze wychodka, chcieli raz na zawsze zerwać z dziedzictwem wyuczonej bezradności. 

Pragnęli wychować pokolenie, dla którego niepodległość Polski byłaby wartością najwyższą. A przecież niepodległościowcy spod znaku wielkiego marszałka byli wcześniej zasypywani książkami obrońców króla Stasia i byli to często obrońcy wybitni.

Dwie postawy wobec wieku XVIII są obecne i teraz:

Kiedyś już pisałem o nieco dziwnej i niepokojącej niechęci Polaków do zastanawiania się nad przyczynami niemocy XVIII w. O niezwykle rzadkich dywagacjach nad przyczynami demoralizacji wcześniejszych zwycięzców spod Wiednia, którzy bezradnie obserwowali, jak armie rosyjskich władców panoszą się po terytorium Rzeczypospolitej. Te lęki przed jakąś dziwną polityczną śpiączką, w której Polacy nie zauważają zdominowania przez sąsiadów, są u nas tradycyjnie wyśmiewane jako przeczulenie.

A jednak:

Reklama
Reklama

W trakcie ostatniego exposé Donalda Tuska padły brutalne słowa ostrzegające, że jedne kraje stają się europejskimi konsumentami, a inne trafiają na listę dań. Ten język brutalnego darwinizmu politycznego jest w warunkach polskiej retoryki politycznej stosowany wymiennie z bardzo idealistycznymi wizjami Europy jako wspólnej wartości i wspólnego politycznego braterstwa. 

(...) Czy można jednak uciec od wielu analogii z epoką stanisławowską? Epoką, gdy rojenia o oświeceniowym rządzie rozumu tak bardzo kontrastowały z brutalizmem praktycznej polityki. Epoki, gdy tak popularny intelektualista jak Wolter błogosławił rozbiorowi Polski, uzasadniając go kategoriami dobra wspólnego, rozsądku i słusznie rozumianego interesu europejskiego.

Zauważmy, za Mickiewiczem, „że wówczas panowało takie oślepienie, że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie”, a potem przyszło otrzeźwienie – „wielki post – niewola”. Więc może Polak nową przypowieść sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie

Publicystyka
Karol Nawrocki uderza w PiS i zerka w stronę Konfederacji oraz Grzegorza Brauna
Publicystyka
Ursula von der Leyen: Nowe otwarcie w handlu z USA
Publicystyka
Estera Flieger: Nie rozumiem przeciwników polityki historycznej
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Polska z bronią u nogi
Publicystyka
Marek Migalski: Wścieklica antyprezydencka
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama