Dorota Skrzypek w rozmowie z «Uważam Rze» powraca do 10 kwietnia 2010 r.:
I uderza mnie jedno: nikt z nas nie myślał wtedy, że najgorsze dopiero przed nami, że przemysł pogardy wobec tych, którzy tam zginęli, nie tylko nie zniknie, ale ulegnie dalszemu zwyrodnieniu, nie uszanuje żadnej świętości.
I podkreśla, że:
Wiele granic zostało przekroczonych, granic, których do tej pory nikt nie naruszał. Zupełnie jak w czasie wojny, kiedy człowiek przestaje być człowiekiem, jakby wyłączono normalne ludzkie odruchy. Miałam wrażenie, że w wielu ludziach obudziła się jakaś bestia. Zaczęto bezcześcić pamięć umarłych, z których wulgarnie żartowano. Deptano po wrażliwości, po bólu rodzin. Jest w tym coś szatańskiego, bo nie da się przecież inaczej wytłumaczyć uczynienia z 96 ofiar takiej tragedii przedmiotu pogardy, szyderstw, kpin. To nieludzkie, to nienormalne.
A jednak dokonano tego. Ofiary stały się w perspektywie całego przemysłu pogardy winnymi tego, że zakłóciły spokój żyjących.