Michał Kobosko, naczelny „Wprost”, dzięki kierowanej przez Jana Kulczyka organizacji ekologicznej może pytać przywódce Związku Radzieckiego w latach 1985-1991:
Michaile Siergiejewiczu, Polacy od 30 lat nie dostali przekonującej odpowiedzi na zadawane wówczas pytanie: „Wejdą, nie wejdą?”. Czy wedle pana wiedzy była szykowana inwazja wojsk sojuszniczych na Polskę w 1981 r.?
Powtórzę to, co powiedziałem w czasie jednej ze szczerych rozmów z Janem Pawłem II. Nie było żadnych planów interwencji w Polsce. Nie zamierzaliśmy wkraczać do polskich miast. Towarzysz Michaił Susłow, członek politbiura i numer dwa na Kremlu, dzwonił w 1981 r. do generała Jaruzelskiego z informacją, że powstrzymamy się od działań militarnych.
To nie jest nowa informacja. Po raz kolejny przywódca ZSRR podważa lansowaną od końca lat 80. tezę Jaruzelskiego, że tylko nielegalne wprowadzenie 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego zapobiegło interwencji sowieckiej. Było mniejszym złem. Jej kłam zadają inne sowieckie dokumenty, na czele z notatką z tzw. dziennika roboczego gen. Wiktora Anoszkina, w latach 1977–1989 adiutanta marszałka Wiktora Kulikowa, głównodowodzącego wszystkich Wojsk Państw Stron Układu Warszawskiego – pierwszego zastępcę ministra obrony ZSRR, a do dziś – doradcę ministra obrony Federacji Rosyjskiej. Z zapisu rozmowy Kulikowa z Jaruzelskim – na cztery dni przed wprowadzeniem stanu wojennego (sic!) – wynika wprost, że to gen. Jaruzelski domagał się pomocy wojsk sowieckich w przypadku niepowodzenia zdławienia „Solidarności” siłami Ludowego Wojska Polskiego i Służby Bezpieczeństwa (patrz niżej).
Lecz Gorbaczow w wywiadzie mówiąc o faktach jest również lojalny wobec gen. Wojciecha Jaruzelskiego, dwukrotnie odznaczonego najwyższym odznaczeniem państwowym ZSRR – Orderem Lenina: