Z sobotniego marszu w Warszawie zorganizowanego przez PiS, NSZZ „Solidarność” i środowisko Radia Maryja działacze partii Kaczyńskiego mogą być zadowoleni. Pokazali mobilność swojego środowiska, ale też skalę społecznego niezadowolenia rządami Donalda Tuska. Jednak miarą sukcesu największej partii opozycyjnej jest fakt, iż jesienna ofensywa tej partii i związane z nią wydarzenia (a marsz był tylko jednym z wielu) udowodniła, że PiS na prawicy ma pozycję hegemona.
Zwolennicy Zbigniewa Ziobry, którzy jesienią pod hasłem reformy PiS przeprowadzili frondę w partii, zakładając własne ugrupowanie, w ciągu blisko roku nie stworzyli realnej alternatywy wobec ugrupowania Kaczyńskiego. Solidarna Polska nie była w stanie wygenerować spójnego przesłania ideowego, a kolejne światopoglądowe wolty sprawiły, że dla wyborców prawicy straciła wiarygodność.
Widać to na przykładzie sobotniego marszu - według danych, jakie podali nam nieoficjalnie politycy SP - udało im się zebrać i przywieźć autokarami do Warszawy nieco ponad 1,5 tys. osób. To kropla w morzu uczestników ulicznego protestu.
Sytuacja, w której - jak informowała „Rz” - o. Tadeusz Rydzyk, dotąd życzliwy Ziobrze, zdecydował, że lider SP nie przemówi na demonstracji, wskazuje, iż nawet on postawił już krzyżyk na nowej formacji.
Na Ziobrze krzyżyk postawił nawet o. Rydzyk