Obama: Popchniemy kraj do przodu

Amerykanie nie powinni poddać się filozofii, która od tak dawna szkodzi klasie średniej – pisze prezydent USA Barack Obama

Publikacja: 05.11.2012 18:22

Barack Obama

Barack Obama

Foto: AFP

Red

Przez ostatnich kilka dni wszyscy koncentrowaliśmy się na jednym z najgorszych huraganów, jaki przetoczył się przez Stany Zjednoczone za naszego życia. Opłakujemy tych, którzy zginęli. Deklarujemy pomoc tym, których życie rozpadło się na kawałki, tak długo aż je odbudują – i zmienią na lepsze.

Ameryka pokazuje swoje najlepsze oblicze wtedy, gdy musi zmagać się z przeciwnościami. Drobne różnice, które pochłaniają nas w normalnych czasach, schodzą na dalszy plan. W czasie huraganu nie ma demokratów czy republikanów – są tylko rodacy Amerykanie. W ten sposób najczęściej przechodzimy przez czas próby – razem.

Ryzykanci, innowatorzy, marzyciele

W 2008 roku grzęźliśmy w dwóch wojnach i zmagaliśmy się z najgorszą zapaścią gospodarczą od czasu wielkiego kryzysu. Razem ponownie wyszliśmy na prostą. Nasze firmy stworzyły w ciągu ostatnich dwóch i pół roku ponad pięć milionów nowych miejsc pracy. Wartość domów rośnie. Przemysł rozwija się w najszybszym tempie od 15 lat. Amerykańskie koncerny motoryzacyjne znów są obecne na rynku. Dzięki służbie i poświęceniu naszych dzielnych mężczyzn i kobiet w mundurach wojna w Iraku się skończyła, a Osama bin Laden nie żyje.

Dokonaliśmy prawdziwego postępu. Ale jest jeszcze wiele do zrobienia. We wtorek staniecie wobec wyboru pomiędzy dwiema fundamentalnie różnymi wizjami Ameryki – jednej, która namawia do powrotu do odgórnie realizowanej polityki, która pogrążyła naszą gospodarkę cztery lata temu i drugiej opartej na silnej i rozwijającej się klasie średniej.

Nasz wolny rynek jest motorem amerykańskiego postępu napędzanego przez ryzykantów, innowatorów i marzycieli. Nasi obywatele odnoszą sukces, kiedy mają szansę odebrać dobre wykształcenie i posiąść nowe umiejętności – podobnie jak firmy, które ich zatrudniają albo które sami zakładają. Wierzymy, że kiedy wspieramy badania nad przełomowymi odkryciami w nauce i medycynie, nowe branże będą rodzić się tutaj i tutaj pozostawać. Rozwijamy się szybciej, kiedy nasz kodeks podatkowy nagradza ciężką pracę i firmy, które tworzą miejsca pracy w Ameryce i kiedy dobra opieka medyczna i godna emerytura nie są jedynie możliwymi do osiągnięcia celami, ale miernikiem naszych wartości jako narodu.

Przez osiem lat mieliśmy prezydenta, który podzielał te przekonania. Bill Clinton zwrócił się do najbogatszych, by płacili nieco więcej, dzięki czemu mogliśmy zredukować deficyt i wciąż realizować inwestycje. Pod koniec jego drugiej kadencji Ameryka stworzyła 23 miliony nowych miejsc pracy. Dochody rosły, a obszary nędzy się kurczyły. Deficyt zamienił się w nadwyżkę. A Wall Street osiągało znakomite wyniki.

Zmiana, czyli odbudowa

Przez kolejnych osiem lat szliśmy inną drogą. Większe ulgi podatkowe dla bogatych, na które nie mogliśmy sobie pozwolić. Zachęcanie firm do transferowania miejsc pracy i zysków za granicę. Mniej ograniczeń dla wielkich banków i ubezpieczycieli. Efekt tej odgórnej polityki ekonomicznej? Spadek dochodów, rekordowy deficyt, najwolniejszy wzrost liczby miejsc pracy od pół wieku i kryzys gospodarczy, którego skutki sprzątaliśmy przez ostatnie cztery lata.

Gubernator Mitt Romney oferuje – pod przykrywką „prawdziwej zmiany” – dokładnie tę samą politykę, która tak dotkliwie zawiodła nasz kraj. Ale my wiemy lepiej.

Nie powinniśmy rezygnować z ulg na kredyty studenckie, by zapłacić za ulgi podatkowe milionerów. Powinniśmy dążyć do tego, by edukacja była bardziej dostępna dla każdego, kto chce się uczyć. Powinniśmy pozyskać 100 tysięcy nauczycieli matematyki i przedmiotów ścisłych, by wysoko płatne miejsca pracy w sektorze zaawansowanych technologii powstawały nie w Chinach, ale w Ameryce. A kolejne dwa miliony Amerykanów w college'ach zawodowych powinniśmy wyposażyć w umiejętności, których dziś szuka biznes.

Zmiana to Ameryka będąca źródłem innowacji przemysłu nowej generacji. Jestem dumny, że postawiłem na amerykański przemysł motoryzacyjny. Nie zgadzam się na przekazanie przyszłości przemysłu w ręce innych krajów. Potrzebujemy kodeksu podatkowego, który przestanie nagradzać firmy przenoszące miejsca pracy za granicę i zacznie wspierać te, które tworzą je tutaj. Takiego, który przestanie dotować zyski koncernów naftowych i będzie sprzyjał tworzeniu miejsc pracy w sektorze nowej energetyki i nowej technologii, dzięki czemu nasz import ropy spadnie o połowę.

Zmiana to Ameryka, która zamknie za sobą trwający dekadę rozdział wojny i zajmie się odbudową kraju na miejscu. Tak długo jak jestem głównodowodzącym sił zbrojnych, będziemy ścigać naszych wrogów przy pomocy najpotężniejszej armii na świecie. Nadszedł jednak czas, by wykorzystać oszczędności z zakończenia wojen w Iraku i Afganistanie na spłatę naszych długów i odbudowę amerykańskich dróg, mostów, szkół i infrastruktury telekomunikacyjnej.

Zmiana to Ameryka, w której redukujemy nasz deficyt, tnąc wydatki tam, gdzie możemy, i zwracamy się do najbogatszych, by wrócili do tej stawki podatku dochodowego, którą płacili za czasów prezydenta Clintona.

Dla Amerykanów

Współpracowałem z republikanami, by obniżyć wydatki o biliony dolarów i będę to robił nadal. Będę współpracował z każdym, bez względu na barwy partyjne, by popchnąć ten kraj do przodu. Ale nie zrezygnuję z ubezpieczenia zdrowotnego dla milionów ludzi biednych, starszych czy niepełnosprawnych w ramach Medicaid i nie zamienię Medicare w voucher, by zapłacić za ulgi podatkowe dla kolejnego milionera. Byłaby to kapitulacja wobec filozofii, która szkodzi rodzinom z klasy średniej od tak dawna.

Walczę w imieniu Amerykanów, których listy czytam w nocy, których codziennie spotykam podczas kampanii wyborczej. Robotnika zwolnionego z fabryki mebli, który w wieku 55 lat szkoli się, by zrobić karierę w biotechnologii. Właściciela małej restauracji, który potrzebuje pożyczki na rozwój, gdy bank odmówił mu kredytu. Robotnika z fabryki samochodów, który znów pracuje i jest dumny, że buduje wspaniałe auto.

Jeżeli tym Amerykanom się powiedzie, powiedzie się również Ameryce. To zmiana, której potrzebujemy właśnie teraz. Czas pchnąć sprawy do przodu i pokazać, że bez względu na to, kim jesteś, skąd pochodzisz i jak zaczynałeś, możesz pracować, by osiągnąć swój Amerykański Sen.

To Ameryka w naszym zasięgu. Dlatego proszę was o wasz głos we wtorek.

Tytuł i sródtytuły od redakcji „Rz"

(C) 2012 Dow Jones & Company Inc. Wszelkie prawa zastrzeżone. Aby zaprenumerować „The Wall Street Journal": www.wsjeuropesubs.com

Przez ostatnich kilka dni wszyscy koncentrowaliśmy się na jednym z najgorszych huraganów, jaki przetoczył się przez Stany Zjednoczone za naszego życia. Opłakujemy tych, którzy zginęli. Deklarujemy pomoc tym, których życie rozpadło się na kawałki, tak długo aż je odbudują – i zmienią na lepsze.

Ameryka pokazuje swoje najlepsze oblicze wtedy, gdy musi zmagać się z przeciwnościami. Drobne różnice, które pochłaniają nas w normalnych czasach, schodzą na dalszy plan. W czasie huraganu nie ma demokratów czy republikanów – są tylko rodacy Amerykanie. W ten sposób najczęściej przechodzimy przez czas próby – razem.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości