Antyklerykalizm tramwajowy i ideologiczny

Chrystus nie umarł za mnie na krzyżu po to, abym był porządny i dobrze wychowany – mówi Ewie K. Czaczkowskiej teolog i psycholog.

Publikacja: 23.12.2012 18:50

Ks. Robert Skrzypczak

Ks. Robert Skrzypczak

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Czyta ksiądz fora internetowe?

Ks. Robert Skrzypczak:

Niektóre tak.

I co myśli, gdy czyta hasła typu – pomijam niecenzuralne – „Księża na księżyc”?

O, wybrała pani jedno z bardziej cywilizowanych. Nie było jeszcze forów internetowych, gdy zacząłem uczyć w szkole podstawowej. Uczniowie wykorzystali mur szkolny, aby skierować do mnie przesłanie: „Klechy, precz ze szkoły”. Ale potem ktoś wziął mnie w obronę, skreślił słowo klechy i wpisał w jego miejsce: dresy.

Czyli nic nowego?

Antyklerykalizm ma korzenie w Kościele średniowiecznym. Był związany z domaganiem się od duchownych bardziej ewangelicznego stylu życia. I w tym sensie czasem ja sam jestem antyklerykałem w stosunku do siebie czy kolegów po fachu.

Ale ten antyklerykalizm ma na celu odnowę, a nie niszczenie autorytetów. Skąd się bierze to drugie nastawienie?

Najczęściej z osobistych urazów. Dajmy na to, ksiądz potraktował kogoś źle z powodu zmęczenia, zniecierpliwienia, nierozeznania dobrze cudzej potrzeby i to staje się powodem przyprawienia gęby wszystkim księżom. Dzisiaj w Polsce mamy dwa rodzaje antyklerykalizmu: tramwajowy i ideologiczny.

Tramwajowy?

Tak, chodzi o to, co słyszymy o księżach w środkach komunikacji, czytamy na forach internetowych. O wyśmiewanie obyczajowości księży – naszych wad, przywar i grzechów. Czasem prawdziwych, a czasem przypisywanych niesprawiedliwie, opartych na plotkach. W niektórych okolicznościach być może  wyglądamy na uprzywilejowaną kastę w Kościele. Niemniej ten rodzaj antyklerykalizmu prześmiewczego, ironicznego, czasem rubasznego może wyrządzić krzywdę.

Niektórzy nazywają go postmodernistycznym, a jego polskie korzenie, jak sądzę, tkwią w XIX-wiecznym antyklerykalizmie ludowym.

Wpływ ma też wciąż antyklerykalizm inteligencki z okresu międzywojennego, teksty Boya-Żeleńskiego. Dziś wystarczy wejść do przedziału kolejowego w sutannie i od razu wywołana zostaje dyskusja na tematy kościelne: finansowania Kościoła, pobierania opłat za tzw. usługi religijne. Nieraz w takiej sytuacji się dowiaduję, że wszyscy duchowni mają „na boku” kobiety. Albo słyszę prześmiewcze pytanie: czy to prawda, że wszyscy księża mają dzieci?

I co ksiądz odpowiada?

Mówię, że ja nie mam. Nie chodzi o neurotyczną potrzebę oczyszczania się z zarzutu, ale o wykazanie, jak trujący skutek mogą mieć uogólnienia.

Skoro widok sutanny wywołuje takie reakcje, to może jest to powodem tego, że tak rzadko można zobaczyć księdza w sutannie na ulicach Warszawy?

Jest to także objaw laicyzowania się księży. Laicyzacja nie polega tylko na żądaniu zeświecczenia wszystkiego wokół, ale na dychotomii, która przebiega przez życie człowieka, dzieląc je na to, co boże i kościelne, oraz na to, co ludzkie i świeckie, i między nimi nie ma żadnego związku. To jest bardzo niebezpieczne jak każda schizofrenia. Grzechem duchownych jest wypieranie się własnej tożsamości. Choć wynikać to może również z powiązanego z kulturą katolicką w Polsce specyficznego moralizmu. Niektórym trudno zaakceptować księdza ubranego w strój duchowny, który siedzi w restauracji i popija piwo.

We Włoszech, gdzie ksiądz mieszkał, nie byłoby w tym niczego dziwnego?

Byłoby to normalne. Kiedy włoscy parafianie odkryli, że jako kleryk lubiłem palić, przynosili mi czasem w prezencie papierosy albo zapalniczkę. Oni w czym innym upatrują sposobu dawania świadectwa Ewangelii. Przypuszczam, że u podstaw antyklerykalizmu obyczajowego tkwi silny moralizm, mylący życie Ewangelią z powierzchowną przyzwoitością. Ale winę za to częściowo ponosimy my sami. Nasze kaznodziejstwo jest przesadnie moralizatorskie, skupione na ideale postępowania bez defektów, podczas gdy chodzi o ukazanie człowieka jako grzesznika, którego kocha i usprawiedliwia Chrystus. Przecież Chrystus nie umarł za mnie na krzyżu po to, abym był porządny i dobrze wychowany, ale by zniszczyć we mnie śmierć, z powodu której nie potrafię ani kochać, ani przebaczać. Ludzie szukają w Kościele Dobrej Nowiny głoszonej przez ludzi zdobytych przez Boga, a nie kwękania strażników moralności. Gdy w kapłanach znajdą tych pierwszych, będą ich kochać, gdy natkną się na tych drugich, potraktują ich z  nieufnością. U nas też nieustannie powraca wirus manicheizmu, przyznający przesadną wyższość temu, co duchowe, nad to, co cielesne. Chodzi o pogardę względem ludzkiej cielesności i seksualności, jakby w chrześcijaństwie liczyło się tylko życie duchowe. Tymczasem chrześcijaństwo jest religią wcielenia.

Wydaje się, że jednym z powodów krytyki księży, a poprzez nich dezawuowania autorytetu Kościoła może być też chęć usprawiedliwienia własnych decyzji i wyborów życiowych, które są niezgodne z nauczaniem Kościoła.

Oczywiście, poza defektami samych księży czy przesądami na ten temat powodem antyklerykalizmu może być też niezgodność wyborów życiowych z nauczaniem katolickim. Psychologowie odruch ten tłumaczą zjawiskiem dysonansu poznawczego. Jeśli idee nie znajdują odpowiednika w postawach, to albo trzeba dostosować postawy do idei, albo idee nagiąć do postaw. Jeśli ktoś żyje w niezgodzie z nauczaniem Kościoła, bo na przykład jest rozwodnikiem mającym nowego partnera, a ksiądz odmówi mu rozgrzeszenia czy zgody na bycie chrzestnym, powoduje to zmianę optyki Kościoła. Pojawić się może niechęć wobec kapłana jako strażnika depozytu wiary. Podobną niechęć żywią młodzi ludzie do zakazujących czegoś rodziców. Bunt przeciw ojcu wiąże się z wyszukiwaniem i podkreślaniem jego wad, by usprawiedliwić swoją negatywną postawę.

Z tego się najczęściej wyrasta. Z antyklerykalizmu ideologicznego, bo jego jak sądzę dotykamy, niekoniecznie. Na czym on polega?

Jest on pochodną zacietrzewienia związanego z obecnością Kościoła w przestrzeni publicznej, z roszczeniem sobie przez Kościół prawa do pełnienia swojej misji na zewnątrz. Źródła tego rodzaju antyklerykalizmu tkwią w rewolucji francuskiej i w oświeceniu. Dzisiaj w Polsce wychodzi on nie „z tramwaju”, ale z mediów o nastawieniu skrajnie lewicowym.

I z takich ugrupowań politycznych. Ten rodzaj antyklerykalizmu wiąże się z ateizmem?

Z ateizmem, ale i z pretensją do wyłączności na laickość w przestrzeni publicznej, z tym, jakoby Kościół miał tylko prawo do zajmowania prywatnej przestrzeni życia ludzkiego i nie wolno mu było manifestować swej obecności w miejscach publicznych. Wyznawców tego poglądu drażni krzyż w parlamencie i ksiądz w koloratce poza terenem parafii.

Jak reagować na antyklerykalizm w jakiejkolwiek postaci?

Antyklerykalizm jest patologią, wirusem negatywnego stosunku do drugiego człowieka. Jest też sygnałem alarmowym dla Kościoła, bo skoro mamy w Polsce 98 proc. ludzi ochrzczonych, to ożywienie antyklerykalizmu ideologicznego, domagającego się zejścia Kościoła ze sceny publicznej oznacza, że mamy jakiś generalny problem wiary. A przywołując schizofreniczny rozdział między wiarą i życiem, niepokój muszą budzić dwa zjawiska: nastawienie antyklerykalne do księży czy biskupów, jak też laicyzowanie się Kościoła i księży w przestrzeni publicznej. Ta sytuacja domaga się uzdrowienia. Może ono przyjść – na co wskazał Sobór Watykański II – poprzez odnalezienie prawdziwego wizerunku Kościoła, takiego jakiego chciał Jezus Chrystus, w którym najwyższym przywilejem i wyróżnieniem jest bycie uczniem Chrystusa.

To może zmniejszy antyklerykalizm obyczajowy, ale na pewno nie zlikwiduje ideologicznego.

Na to nie mamy wielkiego wpływu. Możemy odpowiadać jedynie siłą naszego świadectwa.

Ale co robić, gdy atakowane są symbole religijne, atakowane świętości, gdy ktoś bohomazem nazywa świętą ikonę? Atakować? Odwoływać się do sądów?

Na pewno nie należy dać się sprowokować i sprowadzić do poziomu przeciwnika, obrzucającego wyzwiskami, błotem. Jeśli odpowiadamy tym samym, to jest to triumf naszych przeciwników. Taka odpowiedź pokazuje bowiem, że wewnętrznie nie mamy w sobie Chrystusa, lecz jesteśmy próżni. Posiadanie wroga umożliwia sprawdzenie, czy pod religijną politurą mamy w sobie ducha Jezusa Chrystusa. Antyklerykalizm to wyzwanie i sprawdzian naszej wewnętrznej kondycji: czy jest w nas Chrystus, który kocha drugiego człowieka, aż do miłości nieprzyjaciela.

Czyli wciąż nastawianie drugiego policzka?

Miłość posunięta aż po krzyż – to znak rozpoznawczy Boga w tym świecie. Zaświadczyć o niej można słowem, a czasami przelaniem za drugiego krwi. Proszę wspomnieć Szawła i Szczepana z pierwszych lat działania Kościoła. Męczeństwo św. Szczepana wiąże się ściśle z przesłaniem świąt Bożego Narodzenia.

Robert Skrzypczak ukończył psychologię kliniczną na Uniwersytecie Wrocławskim, a następnie doktoryzował się z teologii dogmatycznej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Odbył także studia specjalistyczne i badania naukowe nad personalizmem włoskim na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Ca’Foscari w Wenecji, wykładał mariologię oraz teologię ekumenizmu i dialogu religijnego w The Theological Institute for Oceania w Guam (USA) oraz chrystologię na fakultecie teologicznym Studium Generale „Marcianum” w Wenecji i eklezjologię w Scuola di Formazone Teologico-Pastorale „Santa Caterina d’Alessandria” w Eraclei

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości