Być może władze polskie grają w sprawie skargi, jaką za przewlekłość polskiego śledztwa złożył do Strasburga Saudyjczyk podejrzany o terroryzm. Decyzja o odtajnieniu akt każe jednak z ostrożnością podejść do przekazywania Trybunałowi tajemnic państwowych.

To prawda, że zasadą postępowania zarówno przed polskimi, jak obcymi sądami jest jawność, ale przed sądem bywają rozstrząsane kwestie czy przedkładane dokumenty stanowiące tajemnicą państwową. Są na te okazje procedury. I np. polski sąd, nawet karny, nie może uchylić tajności dokumentu, ale musi uzyskać na to zgodę odpowiedniego urzędu, który klauzulę tajności nałożył. Regulamin Trybunału w Strasburgu na tę sytuację przewiduje regułę (33 § 2), że publiczny dostęp do dokumentu sprawy może zostać ograniczony ze względu na moralność, porządek publiczny lub bezpieczeństwo państwowe, ale też dla dobra małoletnich lub prywatności stron.

Zdaniem adwokata Mikołaja Pietrzaka, pełnomocnika Saudyjczyka, korespondencja rządu polskiego z Trybunałem świadczy, iż Warszawa nie chce w tej sprawie współpracować ze Strasburgiem, i to była przyczyna zniesienia klauzuli poufności. Ale jeśli nawet tak rzeczy by się miały, to Trybunał strzelił sobie w stopę. Bo oto okazuje się, że do pewnego dnia uznaje on korespondencję z rządem za niejawną, a następnego dnia ją ujawnia. Jakie państwo, w tej sytuacji, przekaże mu naprawdę tajne dokumenty?

Państwo, które przegra, ryzykuje tylko zapłatą niewielkiej dla niego kwoty, uchroni natomiast ważne informacje. Zakładamy oczywiście czyste intencje władz polskich, a nie np. skrywanie wstydliwych nieprawidłowości.

Strasburg nie ma praktycznie narzędzia, by wymusić na państwie przekazanie tajnych dokumentów (może ono zresztą dowodzić danych faktów innymi dowodami), a więc strasburska procedura opiera się na pewnym zaufaniu na linii Trybunał – państwo. W tej sytuacji odtajnienie tej procedury wyraźnie wbrew stanowisku rządu polskiego tę zasadę nadszarpnęło.