Pamiętacie jeszcze IV RP? Tę ponurą, spowitą mrokiem krainę, w której brutalnie gwałcono nasze prawa obywatelskie, w której strzępy demokracji przetrwały tylko dzięki heroicznym wysiłkom TVN-u i Gazety Wyborczej, gdzie powietrze było gęste i duszne od podejrzeń, tłamszonej wolności i westchnień wydawanych przez niewinnych obywateli na przemian torturowanych i uwodzonych przez tajnych agentów CBA? Na szczęście dziś, patrząc z perspektywy kolorowej, wolnej i oddychającej pełną piersią Polski rządzonej przez Platformę prawdziwie Obywatelską, wydają się tylko jakimś absurdalnym wspomnieniem złego snu sprzed kilku lat. Co prawda złośliwi wyciągają na wierzch jakieś nic nieznaczące incydenty, jak poranną wizytę ABW (wraz z budzeniem) u blogera Antykomora, wielomiesięczne trzymanie w areszcie "Starucha" na podstawie fałszywych zarzutów, drakońskie kary dla kibiców nazywających premiera "matołem", czy rekordową w całej Unii liczbę podsłuchów i zapytań o billingi przez służby. Na takie impertynenckie zarzuty trzeba z całą mocą odpowiedzieć: "Oj tam oj tam!" To tylko nadgorliwość urzędników, starających się spełniać swoje obowiązki jak najlepiej. Najsmutniejsze jest jednak to, że w gronie tych nieuświadomionych złośliwców są też obcokrajowcy i to nawet z Francji. Założona we Francji międzynarodowa organizacja pozarządowa Reporterzy Bez Granic alarmuje dziś, że Polska próbuje zastraszyć wolną prasę. Chodzi o odpowiedź na bezprzykładny atak tygodnika Wprost na lifestyle'owe wybory ministra Nowaka (za ten atak minister zażądał od gazety 30 milionów złotych odszkodowania).
Bardzo niepokojącym jest widzieć ministra europejskiego rządu, który wywiera taką presję na media z powodu artykułu dotyczącego publicznego interesu. (...) Żądanie takiej sumy pieniędzy jest w jasny sposób próbą zastraszenia. [Minister] Używa prawa w celu nałożenia cenzury, poprzez zagrożenie finansowego przetrwania magazynu.
- czytamy w komunikacie. Reporterzy Bez Granic przywołują też inny przykład "zastraszania" przedstawicieli mediów przez członków rządu, kiedy to minister Piechociński zdenerwował się na reporterkę TVN24 za zadanie pytania o rekonstrukcję rządu i zapowiedział, że spotka się w sprawie jej zachowania z szefami stacji.
Jesteśmy zszokowani wypowiedziami wicepremiera. Jeśli zwykłe pytanie o skład przyszłego rządu jest uważane za skandaliczne, co stanie się, kiedy dziennikarze zaczną komentować ten nowy rząd?
- pytają RBG. Cóż, należy docenić troskę francuskich kolegów. Ale najwyraźniej im się coś pomyliło. Cenzura, skandal, zastraszanie? Przecież to domena kaczystów, nie rządu miłości.