Lenistwo eurokratów

W Brukseli trzeba bardzo uważać, z kim i o czym się rozmawia. I kto stoi za człowiekiem wygłaszającym jakąś opinię – mówi Danucie Walewskiej przewodniczący Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego.

Publikacja: 05.06.2013 20:08

Lenistwo eurokratów

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Czy pana zdaniem dzisiaj, kiedy nadal tkwimy w kryzysie finansowym, Unia Europejska wystarczająco troszczy się o obywateli?



Zacznijmy od tego, że Unia dzisiaj wyłącznie mówi do obywateli, ale nie potrafi ich wysłuchać. Urzędnicy w Brukseli zupełnie zapomnieli, po co się tam znaleźli. Ta przepaść pomiędzy unijnymi strukturami a ludźmi to prawdziwa katastrofa. Za niespełna rok, w końcu maja zaplanowane są wybory do Parlamentu Europejskiego i nie mam wątpliwości, że frekwencja będzie bardzo niska. W efekcie w samym Parlamencie antyeuropejska mniejszość zmieni się w zdecydowaną większość. Dzisiaj deputowani przeciwni projektowi europejskiemu to kilku Brytyjczyków, za rok myślących tak jak oni będzie o wiele więcej. Europejczycy zajęli się rozbudowywaniem struktur, które w tej chwili zmieniły się w prawdziwą bańkę administracyjną. A ludzie nie rozumieją, dlaczego parlamentarzyści podróżują między Luksemburgiem i Strasburgiem, wysokie stanowiska się dublują, a głos obywatela przestaje się liczyć. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale we Francji, jeśli ktoś pracuje w Brukseli, to mówi się: jesteś biurokratą, co brzmi obraźliwie.

Ochrona środowiska jest niesłychanie ważna, ale nie za cenę bankructw europejskich firm

Nie ma w tym zazdrości? Przecież praca w Brukseli kojarzy się również z bardzo wysokimi zarobkami i dość wygodnym życiem?



To często rzeczywiście jest prawda. Ale zapewniam: mnie to nie dotyczy. Płacę podatki we Francji i jako przewodniczący EKES nie korzystam z żadnych przywilejów.



Nie sądzi pan, że przyczyną spadającej popularności Unii Europejskiej są także idiotyczne pomysły, takie jak niedawny zakaz podawania oliwy z oliwek na talerzykach. Po co go wprowadzano, skoro z tego zakazu Komisja Europejska szybko musiała się wycofać?



Komisja Europejska ma na swoim koncie i inne absurdy. Nie rozumiem, po co interesuje się światłami w samochodach czy traktorach i tym, czy banany i ogórki powinny być proste, czy mogą być zakrzywione. A nie zajmuje się walką z unikaniem płacenia podatków, co dzisiaj każdego obywatela Unii Europejskiej kosztuje rocznie 2 tysiące euro. Absurdalny przypadek z oliwą z oliwek dowodzi, że i Komisja Europejska, i sam Parlament łatwo poddały się naciskom grup lobbingowych. Nasz komitet także stara się wywrzeć naciski, tyle że my reprezentujemy organizacje pracodawców, związki zawodowe, organizacje społeczne i konsumenckie. Reprezentujemy społeczeństwo, a nie jedną branżę. Weźmy przykład kosmetyków. Polska jest w tej chwili jednym z niewielu krajów UE, gdzie rynek nie został zdominowany przez wielkie grupy, takie jak np. L’Oreal. W Polsce powstała Dr Irena Eris i inne marki, które doskonale się bronią. Było to możliwe, bo istniejące regulacje nie zostały przygotowane pod dyktando koncernów, ale dzięki naszemu wsparciu również wzięto pod uwagę głos mniejszych przedsiębiorców. Niestety, w wielu innych sytuacjach Parlament Europejski bierze pod uwagę głos lobbies, a nie obywateli.



Skąd bierze się siła takich lobbies? Czy pieniądze wystarczą?



Naturalnie, że pieniądze są najważniejsze. Poszczególne grupy nacisku mają swoje biura w Brukseli, potrafią pojawić się wszędzie, ich przedstawiciele chodzą codziennie po korytarzach Komisji Europejskiej i tam tłumaczą swoje racje. A że niestety często urzędnicy Komisji są leniwi, a od grupy lobbingowej otrzymują gotowe projekty nowych ustaw, korzystają z tych profesjonalnie napisanych gotowców, bo tak jest im łatwiej. Nie chce im się szukać innych opinii czy analizować dokumentów. Z kolei europosłowie chcą zapewnić sobie popularność, więc robią wszystko, żeby sprawę przepchnąć jak najszybciej i zapewnić sobie wybór na nową kadencję.



Ostatnio była głośna sprawa lotniska w Nantes. Takie lotnisko to projekt lokalny, regionalny, w najlepszym razie krajowy. Ale dlaczego stał się europejski? Mnie, jako Polkę, mało obchodzi to, czy w Nantes będzie lotnisko czy nie. Obchodzi jednak to, w jaki sposób ten projekt znalazł się w Parlamencie Europejskim?



Bo tam jest łatwiej przepchnąć nawet najbardziej zwariowane bądź kontrowersyjne projekty. W tym wypadku pewien europarlamentarzysta chciał sobie zapewnić głosy na następną kadencję. Takich kuriozalnych spraw jest mnóstwo. Jak wiadomo, w kilku krajach strefy euro mamy recesję. W takiej sytuacji jest uzasadnione, że państwo firmom pomaga. Ale czasami dzieje się to w sposób trudny do zaakceptowania. Niedawno rozmawiałem z przewodniczącym Jose Manuelem Barroso o sytuacji na mojej rodzinnej Korsyce, gdzie są dwie firmy zajmujące się przewozami promowymi. Jedna jest prywatna, w drugiej połowę udziału ma państwo. Ta z udziałem państwa otrzymała od rządu francuskiego 220 mln euro pomocy, ponieważ groziło jej bankructwo. Ale Komisja po dwóch latach badania sprawy uznała, że ta pomoc zakłóciła konkurencję, i nakazała teraz zwrot pieniędzy. A zwrot pieniędzy oznacza dla tej firmy bankructwo, więc zaraz konkurencji nie będzie żadnej, bo pozostanie tylko jedna firma. Tymczasem 220 mln euro wyniosła cała pomoc unijna dla Korsyki w ciągu ostatnich siedmiu lat. Dla EKES bardzo niebezpieczne jest i to, że cały czas spada uprzemysłowienie Europy. Unia Europejska stała się mniej konkurencyjna, bo na innych kontynentach jesteśmy świadkami wielkiego wsparcia państwa dla przemysłu – spójrzmy na to, ile pieniędzy wydali Amerykanie na ratunek dla General Motors i Chryslera i ile środków idzie na wsparcie firm w Chinach. W Unii Europejskiej cały czas mówimy o przestrzeganiu zasad konkurencji i otwartych drzwi na import z całego świata. To nie jest konkurencyjność, to absurd.



Czy sądzi pan, że to dlatego Brytyjczycy głośno mówią o wyjściu z UE, a kanclerz Angela Merkel odwróciła się od tego, co mówi komisarz ds. handlu UE Karel de Gucht i nie zamierza nakładać ceł na panele słoneczne produkowane w Chinach? Czy sądzi pan, ż to efekt zniecierpliwienia wywołanego długim kryzysem, czy może raczej formuła Unii Europejskiej już się wyczerpała?



Wydaje mi się, że trzeba poszukać nowej formuły. Przy tym to kryzys uwypuklił braki obecnego modelu. Ilu mamy dzisiaj przywódców struktur unijnych? Pewnie z siedmiu, jeśli wliczymy w to i mnie. Co zrobiliśmy przez tych ostatnich kilkanaście lat? Dublowaliśmy stanowiska, żeby zadowolić wszystkie nowe kraje przystępujące do UE. Po co mamy przewodniczącego UE, a równocześnie co pół roku kolejny kraj przejmuje przewodnictwo? Nastąpiło mnożenie bytów, co jeszcze bardziej komplikuje funkcjonowanie unijnych instytucji. Moim zdaniem zarządzanie trzeba zostawić Komisji Europejskiej i to wystarczy. Decyzje muszą być bardziej przejrzyste, tak żeby obywatele wiedzieli, dlaczego wybrano właśnie takie, a nie inne rozwiązanie. W tej chwili wydaje się, że instytucje europejskie robią wszystko, by ten proces zaciemnić i zmącić. A na przyszłość Europy muszą mieć wpływ obywatele.



Jak pan sądzi, dlaczego Bruksela tak długo czekała z podjęciem decyzji w sprawie pomocy dla Cypru? Przecież od dawna było wiadomo, że rząd w Nikozji nie poradzi sobie bez wsparcia z zewnątrz. I jak mogło dojść do tego, że po blokadzie kont ludzie zostali bez środków do życia?



Chodziło o postraszenie innych: co się może stać, kiedy kraj znajdzie się w beznadziejnej sytuacji finansowej. A Cypr jest tak małym krajem, że Bruksela uznała, iż warto go poświęcić. Ani w Hiszpanii, ani Francji, gdyby doszło do podobnej sytuacji, nikt by się nie zdecydował na wprowadzenie tak drastycznych środków.



Ale przecież Cypr jest członkiem Unii Europejskiej, a podobno w UE jesteśmy równi?



Nic podobnego. Byłem wzburzony, kiedy komisarz Olli Rehn podjął absurdalną decyzję, że i emeryt, który miał na koncie 5000 euro, i multimilioner tracili połowę oszczędności! Nie jestem w stanie zrozumieć podejmowania decyzji na podstawie jedynie prostej arytmetyki. Teraz coraz więcej ludzi pyta mnie: co mam robić z oszczędnościami? W jakim kraju są bezpieczne? I nie wiem, co im odpowiedzieć.



I co im pan ostatecznie odpowiedział? Pieniądze do skarpety? Do raju podatkowego? Do Szwajcarii?



Gdziekolwiek, gdzie jest bezpiecznie. Byle płacili w swoim kraju podatek od lokaty. Ale mówię również, że muszą głosować za rok na rozsądnych ludzi w Parlamencie Europejskim. Bo w przeciwnym razie takich absurdów będziemy mieli o wiele więcej. Wybierając, także będziemy decydować, czy mamy za wszelką cenę ratować strefę euro, narażając ludzi na cierpienia, czy ratować samych ludzi. To co? Ratując euro, zabieramy ludziom oszczędności życia? Wspólna waluta nie jest tego warta. I wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Mam wrażenie, że dociera to do wszystkich poza członkami Komisji Europejskiej, którzy mają w głowie zafiksowany projekt euro jako wartość nadrzędną. I że Europa nie może zawieść światowych rynków. To wszystko kosztem ludzi.



Dlaczego pana zdaniem Komisja Europejska w czasach tak trudnych dla gospodarki podejmuje decyzje godzące w interesy europejskich firm i obniża ich konkurencyjność? Weźmy transport lotniczy i emisję CO2. Przewoźnicy europejscy muszą płacić za korzystanie ze środowiska, firmy spoza UE zaś tego odmawiają, trwają negocjacje i sprawa ciągnie się już wiele miesięcy. A ta sama Komisja nie jest w stanie wprowadzić projektu „Jednolitego nieba”, który te emisje drastycznie by obniżył?



Wiceprzewodniczący KE Antonio Tajani chciałby wesprzeć różne branże gospodarki. Ale w tym samym czasie odpowiadający za politykę konkurencji Joaquin Almunia robi wszystko, aby firmy takiego wsparcia nie dostawały. Wspierana przez niego umowa o wolnym handlu z Koreą Południową była katastrofalna w skutkach dla przemysłu samochodowego. Nie może być w Unii tak, że wydaje się sprzeczne decyzje, jedną ręką się daje, a drugą zabiera. Dzisiaj w Europie ważne jest zatrzymanie miejsc pracy, tworzenie nowych i inwestycje. Tylko to da nam szansę na wyjście z kryzysu. A jeśli chodzi o ochronę środowiska, to jest ona niesłychanie ważna, ale nie za cenę bankructw firm.



Henri Malosse jest politykiem i politologiem specjalizującym się m.in. w sprawach Europy Wschodniej. Stoi na czele Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego – organu doradczego Unii Europejskiej reprezentującego m.in. pracodawców, związki zawodowe, rolników i konsumentów.

Czy pana zdaniem dzisiaj, kiedy nadal tkwimy w kryzysie finansowym, Unia Europejska wystarczająco troszczy się o obywateli?

Zacznijmy od tego, że Unia dzisiaj wyłącznie mówi do obywateli, ale nie potrafi ich wysłuchać. Urzędnicy w Brukseli zupełnie zapomnieli, po co się tam znaleźli. Ta przepaść pomiędzy unijnymi strukturami a ludźmi to prawdziwa katastrofa. Za niespełna rok, w końcu maja zaplanowane są wybory do Parlamentu Europejskiego i nie mam wątpliwości, że frekwencja będzie bardzo niska. W efekcie w samym Parlamencie antyeuropejska mniejszość zmieni się w zdecydowaną większość. Dzisiaj deputowani przeciwni projektowi europejskiemu to kilku Brytyjczyków, za rok myślących tak jak oni będzie o wiele więcej. Europejczycy zajęli się rozbudowywaniem struktur, które w tej chwili zmieniły się w prawdziwą bańkę administracyjną. A ludzie nie rozumieją, dlaczego parlamentarzyści podróżują między Luksemburgiem i Strasburgiem, wysokie stanowiska się dublują, a głos obywatela przestaje się liczyć. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale we Francji, jeśli ktoś pracuje w Brukseli, to mówi się: jesteś biurokratą, co brzmi obraźliwie.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości