Rz: Dlaczego przyłączył się pan do ataków na Jarosława Kaczyńskiego, w których zarzuca mu się, że w kampanii referendalnej wykorzystuje skojarzenia z Powstaniem Warszawskim? PiS twierdzi, że to nie było jego intencją.
Ludwik Dorn:
PiS może mówić co chce, ale to oczywiste, że zachęca ludzi do skojarzeń typu: rządy PO w Warszawie są jak okupacja niemiecka i trzeba powstania, żeby je obalić. Ale ja tego nie krytykowałem. Zwracałem jedynie uwagę, że toczymy bój o frekwencję, a kampania PiS nawiązująca do Powstania Warszawskiego działa antyfrekwencyjnie.
Wydaje się, że jest pewien wabik w tym pomyśle.
Jest grupa wyborców, której się może to spodobać. To są ludzie, którzy mówią: „Herr Tusk" i wierzą, iż jesteśmy kondominium rosyjsko-niemieckim. Ale w Warszawie to jest mniejszość, która nie zapewni frekwencji w referendum. Dlatego napisałem list do prezesa Kaczyńskiego, w którym przestrzegłem go, że jeżeli referendum się nie powiedzie, to będzie to wina PiS. I proszę bardzo, następnego dnia PiS wycofało się z tego pomysłu. Oczywiście moje wystąpienie w imieniu Solidarnej Polski zostałoby zlekceważone, gdyby nie krytyka Związku Powstańców Warszawskich i kapituły orderu Virtuti Militari, bo to są środowiska, z których głosem PiS się liczy.