TiVi „Deja Vu”

Codziennie ćwiczeni jesteśmy w dyscyplinie śmiechu, który nie bawi. Śmiech ze złości jest chory, niewesoły, przez łzy. To szczękościsk. Wytyczne programowe TVP Historia, układanie ramówki i dorabianie do tego uzasadnień są na pewno dużo lepsze niż kabaretowe posiedzenia rządu.

Publikacja: 07.02.2014 12:16

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

TVP Historia powstała parę lat temu. Dziś jest jak weteran z Afganistanu. Z tamtego chłopaka, który szedł na wojnę, zostało tylko nazwisko.

Tematyka historyczna rządzi obecnie rynkiem książek i prasy. Może jest to odbicie wahadła ostentacyjnej pogardy oświaty dla historii, a może duch dziejów. Trend zainteresowania historią wzbiera. To fala wznosząca. Słabe wyniki oglądalności kanału TVP Historia zaspokajają jednak ambicje jej twórców bez przerywania błogiej drzemki.

Podwaliny programu TVP Historia stanowi parę zużytych i tematycznie wątpliwych serii dokumentalnych. Przede wszystkim, od długiego czasu kanał ten śmiało można nazywać „Wołoszański TV". Wielokrotne emisje serii filmów o III Rzeszy i tzw. „Encyklopedii II Wojny Światowej" przekroczyły granice przyzwoitości w promowaniu autora tych paradokumentalnych konfabulacji. Rewelacje Wołoszańskiego kręci się od roku 1983 niezwykłym nakładem środków, z dokrętkami inscenizacji wojennych i narad gabinetowych w wykonaniu najlepszych aktorów. Na premiery teatru telewizji od lat nas jednak nie stać.

Znosiłabym lepiej irytującą paplaninę Wołoszańskiego, tę emfazę bez różnicowania szczegółów i rzeczy ważnych, wytrzymałabym to, co nazywam Wołoszańskiego „Strefą 11" czyli dużo krzyku i zero myśli ogólnych, gdyby przynajmniej koncentrował on siły, potężne nakłady materialne państwowych mediów oraz czas Polaków na sprawy naprawdę dla nas ważne i warte tych zachodów.

W całej telewizji polskiej na temat żadnej, absolutnie żadnej polskiej postaci, ni polskiego wydarzenia, nie padła chyba ani jedna tysięczna słów z liczby tych wypowiedzianych w serialach Wołoszańskiego na temat historii i osoby Hitlera, jego kamaryli i światowych współgraczy. W filmach Wołoszańskiego pod adresem Hitlera, pod pozorem obiektywnej relacji, padają między wierszami dziesiątki zakamuflowanych pozytywów. Ocen etycznych brak. Filmy te są kompilacjami kilometrów archiwaliów, ukazujących Niemców, Hitlera i jego świtę zawsze w kochającym oku prywatnej kamery lub w przypochlebnym kadrze nadwornego fotografa. W gabinetach i pośród tłumów. Wśród rodziny, dyplomatów, przyjaciół, eleganckich kobiet, dzieci i psów. W bibliotece, w górach, w mercedesach, na plażach i balach.

Inwazja filmów Wołoszańskiego inspirowanych wieloletnią fascynacją postaci Hitlera już dawno stała się niestrawna. Nadszedł czas na odpoczynek od tego autora. Na filmy innych Wołoszańskich o naszych, prawdziwych bohaterach – o Paderewskim, Daszyńskim, Piłsudskim, Sikorskim, Pileckim, Sosabowskim, Starzyńskim, Nilu- Fieldorfie, Mikołajczyku i wielu innych wartych dobrej pamięci nieporównanie bardziej od bestii XX wieku i jej konszachtów. Domagających się także zaprezentowania na froncie i na dyplomatycznych salonach. Koniecznie w otoczeniu rodziny, przyjaciół, eleganckich kobiet, dzieci i psów. W bibliotekach, w górach, na kortach, plażach i balach. Obowiązkowo w mundurach, akselbantach, rękawiczkach, oficerkach i z szablą u boku. Konno i w limuzynach. Mogą to być elementarze, encyklopedie, sensacje i sekrety. Wszystko na raz, bo mówimy o prawdziwych wielkościach.

Wołoszański od 1983 roku – od trzydziestu lat - nieustająco pokazuje ludobójców, historycznych zbrodniarzy jako łebskich strategów pochylonych nad mapą świata. TVP Historia dniem i nocą, niekiedy i cztery razy na dobę emituje tę obcą nam apologię. Hitler i jego zausznicy w atmosferze fascynującej sensacji prezentują się Polakom bez przerwy dzięki narodowej, abonamentowej telewizji. Niedługo skończy się okres zakazu wydawania „Mein Kampf". Wołoszański doczołgał Polaków do tego momentu. Nie pozwolił zapomnieć o fanatycznym, zbrodniczym opętańcu. Przez całe 30 lat podsycał zainteresowanie postacią naszego śmiertelnego wroga i oprawcy. Uczynił z niego codziennego, bliskiego gościa narodowej imaginacji w sytuacji, gdy pokaźny procent społeczeństwa nie ma bladego pojęcia o najwybitniejszych Polakach.

Pozostały repertuar TVP Historia przedstawia się niewiele lepiej. Dziwnie, źle, skandalicznie, a nawet pornograficznie.

Od miesięcy puszczają tam, z powtórkami, dokument „Szerokie tory" Barbary Włodarczyk. Rzecz ciekawą, a jednak, gdzie Rzym, gdzie Krym? Cykl ten składa się ze współczesnych reportaży i to z Rosji. Czyste nieporozumienie.

Następny blok to michałki. Przypadkowe filmiki krajoznawcze. Serial dokumentalny o motoryzacji znanego historyka Przemysława Babiarza. Sporo przyczynków. Jest i program nocny – „Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym" - tasiemiec o angażowaniu do pornobiznesu dziewcząt z prowincji. Dużo bym dała za uzasadnienie telewizyjnego decydenta o umieszczeniu tego serialu w ramówce TVP Historia. Myślę, że wynurzenia Woody'ego Allena na temat seksu nie wytrzymałyby konkurencji. Z drugiej strony nerwowy szczękościsk nie jest zbyt przyjemny.

Płakać się chce, gdy na kanale czeskiej historii ciurkiem puszczają mrożące krew w żyłach „półkowniki" ze stalinowskich procesów.

W TVP Historia w najlepszym czasie antenowym daje się pornografię spod ciemnej gwiazdy – codzienną ( dwukrotną ) emisję „Dziennika Telewizyjnego" z lat 1958 do 1989. Prymitywną, peerelowską propagandę w wersji oryginalnej. Bez komentarzy, bez cudzysłowów. Równo o godzinie 19.00 przenoszącą widza w krainę kłamstwa socu. Jest to jawne dokarmianie homosovietikusa. Upiorne deja vu. Coś, jak gdyby systematycznie, przez wiele lat wyświetlać Niemcom przemówienie Adolfa, w dodatku w super godzinach. W imię komfortu i niewątpliwych sentymentów starszej grupy wiekowej. Niemcy jeszcze się na to nie poważyli.

Polskie rocznice w matriksie TVP Historia nie mają odbicia. W dzień jubileuszu Magdalenki nie raczono wysilić się ani na sensację, ani na elementarz o Okrągłym Stole. Było normalnie – tandeta, Dziennik Telewizyjny, Wołoszański, Włodarczyk, nocą dziewczyny w majtkach. Pierwszy z brzegu, leciwy serial „Królowa Bona" - choć tu należy się cieszyć, bo mogła być hucpa o ruskim agencie Janku Kłosie, lub o chwatach, którzy wcześniej od Hitlera, Roosevelta i reszty szajki trąbili, że gdy przejechać czołgiem „Rudym" przez Bug, to dopiero jest się w Polsce.

W TVP Historia naprawdę chyba się myśli, że ludzie nie mają pojęcia o magazynach pełnych taśm i na śmierć zapomnieli o Polsce. O własnej, prawdziwej, ważnej historii. O stuletnich i dziesięcioletnich kurzach na tych półkach.

TVP Historia jest ciężko chora. To alergia na kurz historii.

TVP Historia powstała parę lat temu. Dziś jest jak weteran z Afganistanu. Z tamtego chłopaka, który szedł na wojnę, zostało tylko nazwisko.

Tematyka historyczna rządzi obecnie rynkiem książek i prasy. Może jest to odbicie wahadła ostentacyjnej pogardy oświaty dla historii, a może duch dziejów. Trend zainteresowania historią wzbiera. To fala wznosząca. Słabe wyniki oglądalności kanału TVP Historia zaspokajają jednak ambicje jej twórców bez przerywania błogiej drzemki.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości