Czy Ewa Kopacz poradzi sobie na stanowisku premiera? Na razie nie ma najlepszej prasy. Skład nowego rządu niezbyt podoba się komentatorom, a ona sama ma już na koncie pierwsze gafy.
Nie jest w łatwej sytuacji. Przekazanie władzy przez silnego, autorytarnego lidera dużo słabszemu następcy to trudna operacja i nie zawsze kończy się sukcesem. Obserwowaliśmy takie zdarzenia w Wielkiej Brytanii. Margaret Thatcher, odchodząc ze stanowiska premiera, miała zaciekłych wrogów i wielbicieli. Jej następca John Major radził sobie z tą sytuacją, ale tylko przez pewien czas. Ostatecznie przegrał wybory z Tonym Blairem. Gdy z kolei Blair, który również był silnym przywódcą, przekazał pałeczkę Gordonowi Brownowi, ten już zupełnie nie udźwignął tej sytuacji. Nie można przy tym zapominać, że i Major, i Brown byli przygotowywani do objęcia funkcji premiera, a Ewa Kopacz – nie. Donald Tusk odszedł nagle i jego decyzji nie poprzedziły nawet większe spekulacje o ewentualnym awansie, a więc dla dużej części obserwatorów było to zaskoczenie. Sytuacja Kopacz jest tym trudniejsza, że Tusk był jedynym spoiwem Platformy Obywatelskiej, partii pozbawionej praktycznie ideowości. Teraz ona musi się stać takim spoiwem.
Czy Platforma Obywatelska doświadcza kryzysu przywództwa?
Oczywiście i Tusk jest winowajcą tej sytuacji. Nie zostawił po sobie następcy, który mógłby przejąć po nim schedę i stać się dla partii nowym otwarciem, nie tylko politycznym, ale też generacyjnym. Taką osobą mógł być Sławomir Nowak, ale niestety, jak to w Platformie bywało, z powodu znanej wpadki został wyrzucony za burtę. Na marginesie, patrząc, jak Nowak został potraktowany, muszę powiedzieć, że jest mi go szkoda jako człowieka, który sporo życia oddał Platformie Obywatelskiej, a teraz nikt nie ma zamiaru podać mu ręki. Tusk pozbył się zresztą nie tylko jego, ale i innych możliwych następców i dlatego musiał postawić na Kopacz, czyli lidera wykreowanego.
Wykreowanego, czyli kiepskiego?