Koalicja objawiła się w całej okazałości podczas głosowania w Parlamencie Europejskim w sprawie umowy stowarzyszeniowej UE–Ukraina. Radykałowie z lewa i prawa zgodnie z interesami Moskwy sprzeciwili się umowie, która otwiera Kijowowi drzwi na Zachód. Europejskim radykałom nie podoba się nawet uchylanie drzwi, bo przeciskający się przez nie zachodni wiaterek rozwiewa papiery, na których Kreml zapisał kalendarz odbudowy postradzieckiego imperium.
Dlaczego jednak samopoczucie gospodarza Kremla jest tak ważne dla skrajnej lewicy i prawicy, że odmawiają one dania Ukraińcom prawa do zasmakowania zachodnich wartości? Przede wszystkim dlatego, że te wartości im się nie podobają, a Putin jest dla nich najsilniejszym symbolem anty-Zachodu, a w szczególności anty-Ameryki. Na antyamerykanizm cierpią i francuscy nacjonaliści, i niemieccy postkomuniści. Tak ich zaślepia, że nie dostrzegają wad Rosji. Bo na serio, to jak dbająca rzekomo o zwykłego człowieka pracy skrajna (i nie tylko) lewica może stawiać za wzór Rosję, kraj wyjątkowych nierówności społecznych: z kapiącą złotem Moskwą i rozpadającymi się domami na prowincji? Jak postępowi lewicowcy mogą wielbić Putina, który postawił się na czele krucjaty przeciw zepsuciu moralnemu ?i propagandzie LGBT? Takie działania są raczej bliskie europejskiej skrajnej prawicy i jej sympatie są bardziej zrozumiałe, choć zarazem dziwi, iż nie przeszkadza jej to, że śpiewa prorosyjskie pieśni wraz ze skrajną lewicą.
Ponadpartyjny klub przyjaciół Kremla na razie nie jest duży, należy do niego mniej więcej co szósty poseł Parlamentu Europejskiego i w żadnym kraju UE nie ma on poważnego wpływu na władzę. To się jednak może zmienić. Notowania prorosyjskich radykałów rosną. Lepiej sobie nie wyobrażać, jak zmieniłaby się polityka unijna, gdyby na przykład we Francji wygrał zafascynowany Putinem Front Narodowy. Ten klub to nie jest niewinny żart, lecz prawdziwe zagrożenie dla interesów Polski.