Wiec nie ma być kolejnym Marszem Równości, ale protestem przeciwko nienawiści, dyskryminacji i homofobii oraz wyrazem solidarności z mieszkańcami miasta i ofiarami przemocy.
Marsz Równości, który odbył się w zeszłą sobotę w Białymstoku, wywołał falę hejtu i fizycznej agresji, którą skrytykowali politycy od lewej do prawej strony. Nie dziwi, że w związku z bulwersującymi zeszłotygodniowymi wydarzeniami zorganizowany zostanie marsz antyprzemocowy. Nikt przyzwoity nie powinien wspierać agresji. Dlatego dziwi, że pokojową manifestację organizują tylko środowiska lewicowe. Polska klasa polityczna straciła szansę na pokazanie ponadpartyjnej solidarności w słusznej sprawie.
Więcej: Nowacka krytykuje protest lewicy przeciw przemocy w Białymstoku
Czego boją się ci politycy, którzy w marszu udziału nie wezmą? Przed wyborami parlamentarnymi na wojnie ideologicznej zyskać mogą tylko ugrupowania skrajne. Kwestie LGBT na polityczne sztandary wzięła lewica, a walczy z nimi PiS oraz skrajna prawica. PSL łagodnie dystansuje się od spraw mniejszości seksualnych. PO nie chce wchodzić w spór, gdyż przed wyborami jest on dla partii Grzegorza Schetyny niewygodny. I tu pojawia się problem.
Po pierwsze, manifestacja nie jest wiecem wspierającym środowisko LGBT, ale protestem przeciwko przemocy. Po drugie, polityczni gracze są niekonsekwentni. PSL kreuje się na partię koncyliacyjną. PiS deklaruje, że chce zakończenia wojny polsko-polskiej. Z kolei politycy PO jeszcze przed chwilą mieli na sztandarach równościowe hasła. To Barbara Nowacka zapowiedziała, że jeśli Koalicja Obywatelska dojdzie do władzy, to zalegalizuje związki partnerskie. Rafał Trzaskowski przyjął w stolicy deklarację LGBT+. Paweł Rabiej snuł wizje dotyczące adopcji dzieci przez osoby tej samej płci. Dzisiaj ci politycy, w obawie przed przyklejeniem do skrajnej lewicy, dystansują się nie tylko od wspierania środowisk LGBT, ale również od walki z nienawiścią. Grają, jak im PiS zagra.