Rz: Władimir Putin łamie na każdym kroku porozumienia z Mińska. Czy w tej sytuacji USA zaczną dostarczać Ukraińcom broń?
Decyzja leży w rękach prezydenta Baracka Obamy, jednak nacisk na niego ze strony Kongresu będzie rósł. Inicjatywa wyszła ze strony Johna McCaina, ale teraz popierają ją już kongresmeni z obu partii, to bardzo znaczące. Wchodzimy ponadto w kampanię przed wyborami prezydenckimi, w której republikanie będą chcieli, by Obama znalazł się pod ostrzałem za słabość w polityce zagranicznej, a to byłby dla demokratów bardzo zły układ. Na razie jednak Biały Dom oczekuje na polityczne rozwiązanie kryzysu na Ukrainie i ma nadzieję, że to Europejczycy, a przede wszystkim Niemcy, doprowadzą do wstrzymania walk. Dopóki jest na to szansa, Obama nie zdecyduje się na uzbrojenie Ukraińców.
Amerykańska opinia publiczna popiera uzbrojenie Ukraińców?
Niekoniecznie. W szczególności w mediach, także tych najbardziej prestiżowych, jak „Foreign Affairs" czy „Forbes", bardzo aktywni są tzw. realiści, których ja nazywam izolacjonistami. Oni mówią tak: Ukraina zawsze należała do rosyjskiej strefy wpływów, my nie chcieliśmy brać na siebie tego problemu, on sam spadł na USA i trzeba się go pozbyć. To w mojej ocenie niebezpieczny sposób myślenia.
To jest także powód wahań Obamy?
Nie, uważam, że prezydent rozumuje nieco inaczej. Z perspektywy Polski Ukraina to problem numer jeden, bo chodzi o kraj sąsiedzki. Ale w Waszyngtonie na tę sprawę patrzy się w kontekście globalnym. I to jest najsilniejsza karta, jaką w tej chwili w grze z USA ma Władimir Putin. Poza Ukrainą Obama ma bowiem wiele innych wyzwań: Państwo Islamskie, terroryzm w Europie, broń jądrowa Korei Północnej, rosnąca konkurencja Chin, atomowe ambicje Iranu. Putin to wszystko łączy, we wszystkich tych miejscach jest gotowy stawić czoło Amerykanom. Właśnie po to wraca tam, skąd wycofał się Związek Radziecki.
Czy Obama nie ułatwił zadania Putinowi, wstrzymując się z interwencją w wielu zapalnych punktach świata, jak choćby Syria czy Libia?
To była doktryna Obamy obowiązująca od momentu, w którym wprowadził się do Białego Domu. Dziś widać, że ta próba radykalnego odcięcia od strategii George'a W. Busha była oparta na założeniach, które po prostu się nie sprawdziły. Ale nie tylko Obama był zbyt optymistyczny w założeniach polityki zagranicznej. Europa także. Wobec narastającego zagrożenia bogate kraje Unii przeznaczały 1 procent dochodu narodowego na zbrojenia, licząc, że Ameryka je obroni. To rozumowanie niektórych przywódców w Europie graniczy z absurdem i nie znajduje akceptacji ani w Kongresie, ani u nikogo w administracji prezydenta. Jednocześnie poza sankcjami Europejczycy nie potrafili opracować jakiejkolwiek konsekwentnej strategii wobec Putina. Bo próba uspokojenia Kremla po każdym konflikcie to jednak nie jest żadna strategia.
Czy wynegocjowane w Mińsku przez kanclerz Merkel porozumienie też mieści się w tej logice? Ambasador USA przy ONZ Samantha Power twierdzi, że popiera je „całym sercem".
To jest bardzo słabe porozumienie. Narzuca Ukrainie de facto zmiany konstytucyjne, a rebelianci twierdzą, że nie są tą umową związani. To kolejny krok w złym kierunku. Nie chcę być zbyt zgryźliwy, ale jeszcze dwa, trzy takie kroki i Putin będzie siedział w Kijowie. To jest brak myślenia strategicznego Zachodu – zarówno w Ameryce, jak i Europie – w sprawie tego, jakie będą konsekwencje załamania się Ukrainy.