Ekspert ds. bezpieczeństwa Andrew A. Michta o porozumieniu w Mińsku: Krok w złym kierunku

W USA słychać głosy, że Ukraina zawsze należała do rosyjskiej strefy wpływów, więc stanowi dla Ameryki problem, którego trzeba się pozbyć – mówi Jędrzejowi Bieleckiemu amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa.

Aktualizacja: 20.02.2015 07:21 Publikacja: 20.02.2015 00:01

Decyzja Baracka Obamy o rozmieszczeniu baz amerykańskich w Polsce zależy od stanowiska takich państw

Decyzja Baracka Obamy o rozmieszczeniu baz amerykańskich w Polsce zależy od stanowiska takich państw jak Niemcy – uważa rozmówca „Rzeczpospolitej”. Na zdjęciu: wizyta Angeli Merkel w Waszyngtonie 9 lutego 2015 r.

Foto: EPA

Rz: Władimir Putin łamie na każdym kroku porozumienia z Mińska. Czy w tej sytuacji USA zaczną dostarczać Ukraińcom broń?

Decyzja leży w rękach prezydenta Baracka Obamy, jednak nacisk na niego ze strony Kongresu będzie rósł. Inicjatywa wyszła ze strony Johna McCaina, ale teraz popierają ją już kongresmeni z obu partii, to bardzo znaczące. Wchodzimy ponadto w kampanię przed wyborami prezydenckimi, w której republikanie będą chcieli, by Obama znalazł się pod ostrzałem za słabość w polityce zagranicznej, a to byłby dla demokratów bardzo zły układ. Na razie jednak Biały Dom oczekuje na polityczne rozwiązanie kryzysu na Ukrainie i ma nadzieję, że to Europejczycy, a przede wszystkim Niemcy, doprowadzą do wstrzymania walk. Dopóki jest na to szansa, Obama nie zdecyduje się na uzbrojenie Ukraińców.

Amerykańska opinia publiczna popiera uzbrojenie Ukraińców?

Niekoniecznie. W szczególności w mediach, także tych najbardziej prestiżowych, jak „Foreign Affairs" czy „Forbes", bardzo aktywni są tzw. realiści, których ja nazywam izolacjonistami. Oni mówią tak: Ukraina zawsze należała do rosyjskiej strefy wpływów, my nie chcieliśmy brać na siebie tego problemu, on sam spadł na USA i trzeba się go pozbyć. To w mojej ocenie niebezpieczny sposób myślenia.

To jest także powód wahań Obamy?

Nie, uważam, że prezydent rozumuje nieco inaczej. Z perspektywy Polski Ukraina to problem numer jeden, bo chodzi o kraj sąsiedzki. Ale w Waszyngtonie na tę sprawę patrzy się w kontekście globalnym. I to jest najsilniejsza karta, jaką w tej chwili w grze z USA ma Władimir Putin. Poza Ukrainą Obama ma bowiem wiele innych wyzwań: Państwo Islamskie, terroryzm w Europie, broń jądrowa Korei Północnej, rosnąca konkurencja Chin, atomowe ambicje Iranu. Putin to wszystko łączy, we wszystkich tych miejscach jest gotowy stawić czoło Amerykanom. Właśnie po to wraca tam, skąd wycofał się Związek Radziecki.

Czy Obama nie ułatwił zadania Putinowi, wstrzymując się z interwencją w wielu zapalnych punktach świata, jak choćby Syria czy Libia?

To była doktryna Obamy obowiązująca od momentu, w którym wprowadził się do Białego Domu. Dziś widać, że ta próba radykalnego odcięcia od strategii George'a W. Busha była oparta na założeniach, które po prostu się nie sprawdziły. Ale nie tylko Obama był zbyt optymistyczny w założeniach polityki zagranicznej. Europa także. Wobec narastającego zagrożenia bogate kraje Unii przeznaczały 1 procent dochodu narodowego na zbrojenia, licząc, że Ameryka je obroni. To rozumowanie niektórych przywódców w Europie graniczy z absurdem i nie znajduje akceptacji ani w Kongresie, ani u nikogo w administracji prezydenta. Jednocześnie poza sankcjami Europejczycy nie potrafili opracować jakiejkolwiek konsekwentnej strategii wobec Putina. Bo próba uspokojenia Kremla po każdym konflikcie to jednak nie jest żadna strategia.

Czy wynegocjowane w Mińsku przez kanclerz Merkel porozumienie też mieści się w tej logice? Ambasador USA przy ONZ Samantha Power twierdzi, że popiera je „całym sercem".

To jest bardzo słabe porozumienie. Narzuca Ukrainie de facto zmiany konstytucyjne, a rebelianci twierdzą, że nie są tą umową związani. To kolejny krok w złym kierunku. Nie chcę być zbyt zgryźliwy, ale jeszcze dwa, trzy takie kroki i Putin będzie siedział w Kijowie. To jest brak myślenia strategicznego Zachodu – zarówno w Ameryce, jak i Europie – w sprawie tego, jakie będą konsekwencje załamania się Ukrainy.

Decyzja o dostarczeniu broni Ukraińcom cokolwiek by tu zmieniła?

Tu nie chodzi o takie wzmocnienie ukraińskiej armii, aby wygrała otwartą wojnę z Rosją. Kluczowe dla przyszłych relacji Zachodu z Rosją jest pytanie, na jakich warunkach Kreml odniesie zwycięstwo, jeśli Ukraina przegra ten konflikt. Jeżeli będzie ono bardzo dużo Rosję kosztować, jeśli Zachód pokaże, że potrafi twardo stanąć w obronie pewnego porządku i zasad, to zupełnie inaczej będą wyglądały negocjacje końcowe z Putinem. Wówczas może uda się ocalić pewne elementy niezależnego państwa ukraińskiego. Ale jeśli Zachód podpisze się pod faktyczną wasalizacją Ukrainy, to da Rosjanom prawo do dyktowania ukraińskiej konstytucji. Wtedy cały system bezpieczeństwa europejskiego stanie się podatny na ogromne naciski ze strony Kremla.

Jaką drogą pójdzie Obama?

Przywódcy Europy i USA nie byli przygotowani na sfinansowanie odbudowy ukraińskiego państwa

Uważam, że prezydent jeszcze nie podjął decyzji. Ona zapadnie wtedy, gdy się okaże, czy Europejczycy są zdolni doprowadzić do wstrzymania walk czy nie. Wtedy Biały Dom zdecyduje, czy bardziej wspierać Petra Poroszenkę, również udzielając pomocy wojskowej, czy zostawić sytuację taką, jaka jest. Myślę, że do tego punktu zbliżamy się szybko, bo Putin najwyraźniej nie chce na poważnie traktować negocjacji z Merkel. Ale nie wolno też lekceważyć argumentów przeciwników wsparcia wojskowego Ukraińców przez Amerykę. To rzeczywiście może doprowadzić do groźnej eskalacji konfliktu. Rosja jest potęgą nuklearną, Putin jest naprawdę nieobliczalnym politykiem – skoncentrował większą władzę w swoich rękach, niż posiadali ostatni przywódcy sowieccy. To układ trochę podobny do tego, jaki był u szczytu okresu stalinowskiego, kiedy jedna osoba decydowała o wszystkim. Jednocześnie w okresie zimnej wojny Ameryka sprzedawała broń tzw. neutralnym państwom i to była skuteczna strategia. Podobnie może być z Ukrainą. Ofensywa, jaką zeszłej wiosny prowadził Poroszenko, była przecież skuteczna. Wszystko zmieniło się dopiero wtedy, gdy Rosja przekazała rebeliantom broń przeciwlotniczą i przeciwpancerną oraz środki komunikacji. W tej chwili separatyści mają więcej broni ciężkiej niż niektóre państwa natowskie. To absurd!

Czy Europejczycy mogą wpłynąć na decyzję Obamy?

Zdecydowanie tak, bo utrzymanie jedności Zachodu jest kluczowe dla przyszłości tego konfliktu. Tym bardziej że Obama ma też na głowie konflikt na Bliskim Wschodzie i raczej nie będzie chciał działać wbrew największym państwom Unii: Niemcom, Wielkiej Brytanii, Francji. Tyle że opinia publiczna w tych państwach jest zdecydowanie przeciwna dostarczaniu broni Ukraińcom. A Biały Dom nie chce ryzykować nadwerężenia jedności NATO, co zresztą jest w pełni uzasadnione. Bo załamanie polityczne wewnątrz sojuszu z powodu różnic dotyczących Ukrainy byłoby wielką strategiczną wygraną Putina.

Taki pat będzie trwał długo?

Jestem przekonany, że same sankcje nie wystarczą, aby powstrzymać Putina. Kreml jest przekonany, że wytrzyma recesję dłużej, niż Zachód zdoła utrzymać sankcje, tym bardziej wobec coraz silniejszych podziałów w tej sprawie w Radzie UE. Wykluczenie pomocy wojskowej dla Ukrainy oznacza, że de facto negocjujemy z Putinem, mając przywiązaną jedną rękę z tyłu. I Putin ma inicjatywę.

Europa i Ameryka ograniczają się do bardzo małej pomocy finansowej dla Ukrainy, i to pod niezwykle surowymi warunkami. Czy to sygnał, że nie chcą płacić ceny integracji Kijowa z Zachodem?

Ukraina ma przed sobą trzy zadania. Jedno to zreformowanie państwa, drugie – uratowanie gospodarki, a trzecie – obrona przed Rosją. Taka triada jest nie do wykonania jednocześnie, zwłaszcza w ograniczonym czasie, jaki Ukraina ma do dyspozycji. Putin zakłada – obawiam się, że słusznie – iż państwo ukraińskie po prostu się rozsypie. Zachód uzależnia pomoc od przeprowadzenia trudnych reform, ale w ramach czasowych, jakie proponuje, to jest niewykonalne. Oczywiście, powiedzmy sobie szczerze, że Ukraińcy zapracowali na obecną sytuację. Przegrali pomarańczową rewolucję, wybrali Wiktora Janukowycza, odrzucili możliwość przystąpienia do NATO. W tym kontekście bunt na Majdanie był prawdziwym wyrazem woli większości obywateli Ukrainy i zaskoczył nie tylko Putina, ale także europejskich i amerykańskich przywódców. Oni nie byli przygotowani na sfinansowanie odbudowy ukraińskiego państwa.

Bush siedem lat temu oferował Ukraińcom ścieżkę prowadzącą do członkostwa w NATO. Czy Obama to podtrzymuje?

Nie sądzę. Zresztą mówienie obecnie o wejściu Ukrainy do NATO to raczej symbolika, a nie realia. Radziłbym zresztą Ukraińcom, ale i wszystkim, którzy dobrze życzą ich ojczyźnie, aby po zadeklarowaniu chęci wstąpienia do sojuszu na razie tę kwestię odłożyć. Dopóki najważniejsi europejscy członkowie NATO są przeciwni przyjęciu Ukrainy w jego struktury, sprawa nie ma szans powodzenia.

Czy jednak ten brak jedności w sojuszu nie przynosi uszczerbku samej jego istocie: zdolności do obrony swoich członków?

Rosjanie testują szybkość reagowania NATO, naruszając przestrzeń powietrzną i morską paktu. Kilka tygodni temu dwa rosyjskie bombowce przeleciały tuż obok brytyjskiej przestrzeni powietrznej, zmuszając RAF do postawienia swoich samolotów w stan gotowości. Za każdym razem Zachód powtarza, że to, co się dzieje na Ukrainie, to jedno, a bezpieczeństwo sojuszu to coś zupełnie innego. Niestety, widzę wiele scenariuszy, które mogą doprowadzić do wojny hybrydowej w jednym z krajów bałtyckich w sytuacji, gdy Europa rozbraja się nie tylko dosłownie – nie inwestując w wojsko – ale również psychologicznie. Aby demokracje były w stanie odpowiedzieć w sposób zdecydowany na tego rodzaju zagrożenia, przywódcy polityczni muszą przygotować do tego swoje społeczeństwa. Ale tak się nie dzieje, wszystko idzie w zupełnie innym kierunku. Polska tu jest wyjątkiem, bo poważnie traktuje inwestycje w modernizację wojska.

Czy w 2016 roku na szczycie NATO w Warszawie może zapaść decyzja o stałej obecności wojsk amerykańskich w Polsce?

Przy obecnej eskalacji zagrożenia NATO powinno podjąć taką decyzję, i to w odniesieniu do wojsk wszystkich jego członków. Stałe bazy są konieczne w Polsce, ale także w Rumunii i przede wszystkim w republikach bałtyckich, gdzie sojusz ma ograniczone możliwości działania. Ale administracja Obamy się na to nie zdecyduje, jeśli czołowi europejscy sojusznicy, a przede wszystkim Niemcy, nie zmienią swojego stanowiska w tej sprawie.

Andrew A. Michta jest profesorem studiów międzynarodowych w Rhodes College oraz współpracownikiem Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS)

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości