Mówiono na niego „Śmierć”, „Białe Buty”, „Szef Szefów”. 48-letni Arturo Beltran Leyva był czołową postacią kartelu narkotykowego z Sinaloa. W nocy ze środy na czwartek piechota morska przypuściła – z ziemi i z powietrza – szturm na posiadłość w liczącej 350 tysięcy mieszkańców Cuernavace (60 km od stolicy), gdzie przebywał. Bandyta został śmiertelnie postrzelony. Zginęło czterech z jego goryli. Piąty popełnił samobójstwo. Życie straciło także sześciu z ponad 500 żołnierzy biorących udział w trwającej dobrych pięć godzin akcji. Mieszkańcy Cuernavaki przeżyli chwile grozy, słysząc wybuchy granatów i salwy z karabinów.
Cała operacja rozpoczęła się przed sześcioma dniami. Beltran Leyva ukrywał się w różnych posiadłościach, zawsze udawało mu się uciec, nim dopadło go wojsko. Dom, w którym został w końcu okrążony i zabity, znajduje się 500 metrów od rezydencji gubernatora stanu Morelos.
– Od lat mieliśmy go na celowniku, jednak zawsze udawało mu sie uciec – mówi „Rz” admirał José Luis Vergara z Ministerstwa Marynarki.
– W ostatnim tygodniu byliśmy już bliscy zatrzymania go, jednak się nam to nie udało. Szczęście dopisało nam w środę: zlokalizowaliśmy go i już nie wypuściliśmy – dodaje.
Podkreśla, że zabity bandyta był jedną z dwóch osób najbardziej poszukiwanych w Meksyku.