Od wybuchu afery z kontrowersyjną reklamą Tigera minęły już blisko trzy tygodnie, ale wezwania do bojkotu tego napoju energetycznego, według wstępnych danych, nie zagroziły jego sprzedaży. Eksperci twierdzą jednak, że rynek reklamowy straci rezon i nikt o zdrowych zmysłach podobnych pomysłów klientowi już nie podsunie.
Pierwsze ostrożne badania sprzedaży potwierdzają doniesienia „Rzeczpospolitej" z połowy sierpnia, że bojkot konsumencki Tigera raczej się nie uda. Według danych z Centrum Monitorowania Rynku sprzedaż Tigera najniższą wartość osiągnęła 14 sierpnia, gdy wiadomość o reklamie zatoczyła szerokie kręgi. Napisał o tym na Facebooku Jakub Bierzyński, szef domu mediowego OMD, cytowany przez portal Wirtualne Media.
Nawet wtedy jednak nie były to spadki radykalne. O ile w szczycie wakacyjnej sprzedaży Tiger miał według CMR 22,3 proc. rynku napojów energetycznych, o tyle 14 sierpnia udział spadł do 19,1 proc.
– W danych z ostatnich tygodni nie widać wyraźnego załamania sprzedaży, które można by było powiązać z ostatnimi wydarzeniami – mówi „Rzeczpospolitej" Aleksandra Matera, analityk CMR. Tłumaczy, że spadek w sierpniu jest kontynuacją długiego trendu, a w ostatnim tygodniu zanotowano wręcz lekki wzrost sprzedaży Tigera. Badanie przeprowadzono w 400 sklepach spożywczych, ale nie w popularnych małych sklepach sieciowych.
Maspex jednak odżegnuje się od tego badania. – Z tak wybiórczych badań w żadnym wypadku nie można wyciągać tak daleko idących wniosków – mówi „Rzeczpospolitej" Dorota Liszka, rzecznik Maspexu. – Analizę sprzedaży prowadzi się w długim okresie, a nie w tygodniowych falach – dodaje. Jej zdaniem badanie powinno uwzględniać sezonowość, ceny etc. – Na podsumowania sprzedaży jest stanowczo za wcześnie – podkreśla.