Przekonał się o tym Krzysztof K., młody mężczyzna, który już po zmianie przepisów w związku z zawarciem małżeństwa uznał dziecko żony, choć wiedział, że nie jest jego. Jak teraz przekonywał, chciał w ten sposób ominąć trudniejszą procedurę przysposobienia. Poza tym kobieta wprowadziła go w błąd i sądził, że skutkiem będzie tylko to, że dziecko będzie nosiło jego nazwisko.
Kiedy po kilku latach małżeństwo się rozpadło, chciał odwołać uznanie, ale trafił na rafy. Najpierw skorzystał z drogi przewidzianej w art. 78 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Według niej mężczyzna, który uznał ojcostwo, może wytoczyć powództwo o ustalenie bezskuteczności uznania w terminie sześciu miesięcy od dowiedzenia się, że dziecko od niego nie pochodzi. Ponieważ jednak Krzysztof K. wiedział od początku, że nie jest ojcem, i zabrakło przesłanki „dowiedzenia się", sąd jego wniosek oddalił. Tym bardziej że kilka razy stawiał się w urzędzie stanu cywilnego i rozmawiał z jego kierownikiem, który pouczył go o różnicy między uznaniem ojcostwa a przysposobieniem.
Krzysztof K. nie zrezygnował i złożył pozew o ustalenie nieważności uznania dziecka bądź nieistnienia stosunku ojcostwa – na podstawie art. 189 kodeksu postępowania cywilnego. W tej sprawie sądy niższych instancji (z Krakowa) uznały, że ta nowa sprawa jest próbą obejścia terminu określonego w art. 78 k.r.i.o., i żądanie odrzuciły bez merytorycznego badania, jako sprawę już osądzoną. Tak trafiła do Sądu Najwyższego, który skupił się na tym, czy rzeczywiście była już osądzona.
– Nie może być mowy o obejściu procedury przewidzianej w art. 78 k.r.i.o., gdyż powód od początku wiedział, że nie jest ojcem, a powinien mieć jakąś drogę do odwołania ojcostwa, w każdym razie merytorycznego rozpoznania sprawy – argumentowała jego pełnomocniczka, adwokat Aleksandra Czubak.
Nie przekonała SN.