Przekonał się o tym Krzysztof K., młody mężczyzna, który już po zmianie przepisów w związku z zawarciem małżeństwa uznał dziecko żony, choć wiedział, że nie jest jego. Jak teraz przekonywał, chciał w ten sposób ominąć trudniejszą procedurę przysposobienia. Poza tym kobieta wprowadziła go w błąd i sądził, że skutkiem będzie tylko to, że dziecko będzie nosiło jego nazwisko.
Kiedy po kilku latach małżeństwo się rozpadło, chciał odwołać uznanie, ale trafił na rafy. Najpierw skorzystał z drogi przewidzianej w art. 78 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Według niej mężczyzna, który uznał ojcostwo, może wytoczyć powództwo o ustalenie bezskuteczności uznania w terminie sześciu miesięcy od dowiedzenia się, że dziecko od niego nie pochodzi. Ponieważ jednak Krzysztof K. wiedział od początku, że nie jest ojcem, i zabrakło przesłanki „dowiedzenia się", sąd jego wniosek oddalił. Tym bardziej że kilka razy stawiał się w urzędzie stanu cywilnego i rozmawiał z jego kierownikiem, który pouczył go o różnicy między uznaniem ojcostwa a przysposobieniem.