Śmierć za 100 zł grzywny

Bałagan i rutyna sądowa zderzyły się z nieufnością obywatela. Konsekwencje okazały się tragiczne

Publikacja: 29.09.2012 03:00

Śmierć za 100 zł grzywny

Foto: Rzeczpospolita, Tomasz Wawer Tom Tomasz Wawer

Włodzimierz M., wdowiec z Radomia, nigdy nie miał kłopotów z prawem. Oprócz tej jednej wpadki, kiedy policja i Służba Celna złapały go na bazarze w Radomiu, gdy handlował rzekomo markowymi ciuchami Adidasa. W sierpniu 1998 r. Sąd Rejonowy w Radomiu skazał go za to na 700 zł grzywny z zamianą na wypadek jej nieuiszczenia na 35 dni zastępczej kary pozbawienia wolności. Sąd grzywnę rozłożył na siedem rat, po 100 zł każda. Włodzimierz M. pierwszą ratę zapłacił w grudniu 1998 r. Ostatnią pod koniec czerwca 1999 r. Płacił  zawsze pod koniec miesiąca. Choć nie miał stałej pracy, był elektronikiem, złotą rączką, której zawsze ktoś da jakieś zlecenia. Ponadto wciąż handlował odzieżą.

Młyny ruszyły

–  Choć żyliśmy w nieformalnym związku, dla mnie to był mąż i tak będę mówić. Był bardzo sumiennym i uczciwym człowiekiem. Dla niego opłaty zawsze były na pierwszym miejscu – opowiada Renata L.

W czerwcu 2001 r. wydział wykonywania orzeczeń radomskiego sądu dopatrzył się, że Włodzimierz M. z orzeczonej grzywny zapłacił jedynie 600 zł. Brakowało dowodu wpłaty 100 zł za marzec. Na wniosek sądu komornik IV rewiru wszczął postępowanie egzekucyjne. „Okazało się bezskuteczne" – napisał komornik w postanowieniu o umorzeniu egzekucji.

W tej sytuacji Sąd Rejonowy w Radomiu, aby zadośćuczynić sprawiedliwości, wszczął postępowanie w sprawie określenia zastępczej kary pozbawienia wolności. Posiedzenie wyznaczył na 8 czerwca 2004 r. O terminie powiadomił Włodzimierza M. listem poleconym. Ten mimo dwukrotnego awizowania go nie odebrał.

Machina wymiaru sprawiedliwości jednak ruszyła. Sąd Rejonowy w Radomiu karę zastępczą określił na pięć dni. 19 października 2004 r. wydał nakaz doprowadzenia mężczyzny do Aresztu Śledczego w Radomiu celem odbycia kary. Na nakazie sędzia dopisał: „w razie okazania dowodu wpłaty grzywny na kwotę 100 zł odstąpić od zatrzymania".

Sam w celi

Wczesnym wieczorem 16 listopada 2004 r. Włodzimierz M. został zatrzymany. Tuż przy klatce schodowej bloku, w którym mieszkał. Był zaskoczony. Przekonywał, że grzywnę zapłacił w całości. W izbie zatrzymań od razu napisał do sądu zażalenie na zatrzymanie. Rano przewieziono go do aresztu w Radomiu. Tam także kwestionował zatrzymanie. Jego zapewnienia brzmiały przekonująco. Funkcjonariusz działu ewidencji Zakładu Karnego w Radomiu skontaktował się z urzędnikami sądu. Usłyszał, że owe 100 zł nie zostało wpłacone.

Włodzimierz M. nie potrafił pogodzić się z zatrzymaniem. Groził głodówką. Nie chciał współpracować z lekarzem. Był zdenerwowany, roztrzęsiony, sprawiał wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Zdecydowano o skierowaniu go na badanie psychiatryczne.

Po badaniach został umieszczony sam w celi przyjęć. Czekał na wydanie odzieży. W południe funkcjonariusz Służby Więziennej zauważył, że mężczyzna leży na podłodze z zaciśniętym na szyi paskiem od spodni. Drugi koniec przywiązany był do poręczy krzesła. Próbowano go reanimować. Bezskutecznie. Prokuratura po trzech miesiącach umorzyła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmieci, nie dopatrując się zaniedbania ze strony funkcjonariuszy Służby Więziennej.

Konkubina nie rodzina

Renata L. została po raz drugi wdową. W nieformalnym związku z Włodzimierzem M. żyła dziesięć lat. Mieli syna Daniela. Chodził właśnie do zerówki. Bardzo mocno przeżył śmierć ojca.

– Nikt mnie nie powiadomił o zatrzymaniu. Mąż był abstynentem. Domatorem. Zawsze wracał na noc. Zaczęłam do nie- go wydzwaniać. Komórka nie odpowiadała. Skontaktowałam się z jego dorosłym synem z pierwszego małżeństwa, także tam go nie było – wspomina Renata L.

O tym, że Włodzimierz M. nie żyje, dowiedziała się od sąsiadki z klatki schodowej. Policja zostawiła u niej kartkę, aby się skontaktowała z komisariatem. Okoliczności śmierci nie znała. Śledczy argumentowali, że ani jako konkubina, ani jako przedstawicielka ustawowa syna zmarłego nie jest stroną postępowania karnego, dlatego nie może zajrzeć do akt. Dokumenty sprawy udostępniono jej dopiero w styczniu 2009 r., kiedy zaczęła pisać do przeróżnych instytucji. Wtedy też wystąpiła w imieniu syna z roszczeniem cywilnym przeciwko Skarbowi Państwa reprezentowanemu przez dyrektora Aresztu Śledczego w Radomiu o 1 mln zł odszkodowania i 3 tys. renty.

– Jeśli człowiek przekracza próg zakładu karnego, to ten bierze pełną odpowiedzialność za jego bezpieczeństwo. Musi chronić go także przed samym sobą – mówił mecenas Daniel Woś, który reprezentował Renatę L. w procesie cywilnym przeciwko Skarbowi Państwa.

We wrześniu 2010 r. Sąd Okręgowy w Radomiu oddalił jej roszczenie. Powołując się na ustalenia śledztwa, uznał, że zachowanie funkcjonariuszy aresztu było zgodne z prawem. Między śmiercią Włodzimierza M. a zachowaniem funkcjonariuszy nie można dopatrzyć się adekwatnego związku przyczynowego. Sąd uzasadnił, że nie można przyjmować, iż typowym i przewidywalnym skutkiem umieszczenia Włodzimierza M.  samego w celi przyjęć i nieodebrania mu paska od spodni była jego samobójcza śmierć.

Inaczej sprawę ocenił Sąd Apelacyjny w Lublinie. Uznał, że funkcjonariusze aresztu zaniedbali obowiązki. Nie zapewnili skazanemu bezpieczeństwa osobistego po przyjęciu go do aresztu. Ze względu na stan psychiczny, w jakim się znajdował, istniała bowiem obiektywna potrzeba objęcia go ciągłym nadzorem. Sąd przywołał zarówno notatki służbowe, jak i zeznania funkcjonariuszy więziennych. Wynika z nich, że zachowanie Włodzimierza M. nie mogło być uznane za zwykłe zdenerwowanie i typową reakcję na umieszczenie w zamknięciu. Przeciwnie, wskazywało na załamanie nerwowe wywołane poczuciem niesprawiedliwości. Sąd przypomniał, że 52-letni Włodzimierz M. był płaczliwy, rozdrażniony, uderzył pięścią w kozetkę, zapowiedział głodówkę. Odmawiał współpracy z lekarzem i przyjęcia leków uspokajających.

– Funkcjonariusze aresztu powinni podjąć wszelkie kroki niezbędne do zapewnienia mu bezpieczeństwa, w szczególności zabrać przedmioty, które mogły stanowić zagrożenie dla jego życia i zdrowia, w tym pasek od spodni, bądź objąć go ciągłym dozorowaniem, a nie pozostawić samego w celi – uzasadnił w lutym 2012 r. lubelski Sąd Apelacyjny. Zasądził na rzecz małoletniego Daniela M. 70 tys. zł odszkodowania i 500 zł comiesięcznej renty.

Wyrok nie zadowolił żadnej  ze stron. W skardze kasacyjnej Prokuratoria Generalna podnosiła zarzut przedawnienia, adwokat Renaty L. kwestionował natomiast wysokość zasądzonego odszkodowania. Sąd Najwyższy uchylił wyrok, nakazując sądowi apelacyjnemu rozważyć kwestię przedawnienia i zastosowanie zasad współżycia społecznego.

Kwit znaleziony w szpargałach

Sprawa wróciła do Sądu Apelacyjnego w Lublinie. Ten rozprawę wyznaczył na 31 ma- ja. Renata L. po śmierci Włodzimierza M. wpadła w długi, bo to on przed śmiercią spłacał zaciągnięty na 40 lat kredyt. Spółdzielnia mieszkaniowa zagroziła jej eksmisją.

Trzy tygodnie przed terminem rozprawy, przeglądając dokumenty w poszukiwaniu decyzji mieszkaniowej, Renata L. znalazła kopertę. W środku było siedem odcinków wpłat grzywny na konto sądu. Także ten z 30 marca 1999 r., którego nie miał sąd.

– Zrobiło mi się słabo. Dłuższy czas nie mogłam dojść do siebie. Ten odcinek był jakby wyrokiem śmierci na mego męża – opowiada Renata L.

Na rozprawie adwokat reprezentujący ją w procesie wniósł o dołączenie tych odcinków do materiału dowodowego. Sąd apelacyjny potwierdził swój wcześniejszy wyrok. Uznał, że do przedawnienia nie doszło. Co do kwoty należnego odszkodowania był natomiast związany pierwszym wyrokiem. Przyznał zatem ponownie Danielowi M. 70 tys. zł odszkodowania i 500 zł renty comiesięcznej.

W uzasadnieniu tego wyroku podkreślił: „Mamy zatem do czynienia z sytuacją, kiedy państwo z jednej strony uruchamia środki przymusu do wyegzekwowania owych 100 zł w drodze egzekucji komorniczej, a z drugiej strony to samo państwo nie potrafi zadbać o dostateczny porządek w dokumentach, by brakujący dowód wpłaty z 30 marca 1999 r. był dołączony obok innych dowodów wpłat, jakich dokonał Włodzimierz M". Zresztą sam fakt, że brakowało środkowego dowodu wpłaty, powinien wymusić na sądzie rejonowym refleksję, że mógł któremuś urzędnikowi po prostu zaginąć.

Mecenasowi Danielowi Wosiowi trudno dopatrzyć się racjonalności w działaniu sądu.

– Jakież to względy społeczne, nie mówiąc o ekonomicznych, uzasadniły orzeczenie zastępczej kary pozbawienia wolności w zamian za te nieuiszczone 100 zł grzywny? Musiano uruchomić przecież te wszystkie procedury związane z zatrzymaniem, doprowadzeniem i osadzeniem – pyta dziś Woś.

Renata L., choć pokwitowanie wpłaty feralnej raty grzywny znalazła cztery miesiące temu, do tej pory nie może się otrząsnąć.

– Dla tych 100 zł państwo zatrzymało mego męża jak przestępcę. Błędy i nadgorliwość urzędników różnych instytucji zabrały mi męża i ojca naszego syna. Teraz państwo dało mi jałmużnę, bo tak oceniam wysokość przyznanego odszkodowania, a szczególnie renty – mówi Renata L.

Włodzimierz M., wdowiec z Radomia, nigdy nie miał kłopotów z prawem. Oprócz tej jednej wpadki, kiedy policja i Służba Celna złapały go na bazarze w Radomiu, gdy handlował rzekomo markowymi ciuchami Adidasa. W sierpniu 1998 r. Sąd Rejonowy w Radomiu skazał go za to na 700 zł grzywny z zamianą na wypadek jej nieuiszczenia na 35 dni zastępczej kary pozbawienia wolności. Sąd grzywnę rozłożył na siedem rat, po 100 zł każda. Włodzimierz M. pierwszą ratę zapłacił w grudniu 1998 r. Ostatnią pod koniec czerwca 1999 r. Płacił  zawsze pod koniec miesiąca. Choć nie miał stałej pracy, był elektronikiem, złotą rączką, której zawsze ktoś da jakieś zlecenia. Ponadto wciąż handlował odzieżą.

Pozostało 92% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Prawo dla Ciebie
PiS wygrywa w Sądzie Najwyższym. Uchwała PKW o rozliczeniu kampanii uchylona
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Dane osobowe
Rekord wyłudzeń kredytów. Eksperci ostrzegają: będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawnicy
Ewa Wrzosek musi odejść. Uderzyła publicznie w ministra Bodnara