Potwierdziła tym samym doniesienia środowego "Faktu", że według śledczych Magdalena Żuk nie zmarła w wyniku gwałtu, ani że jej śmierć była efektem intrygi. Wykluczyli też spekulacje, że kobieta padła ofiarą handlarzy żywym towarem. Z informacji "Faktu" wynika, że prokuratura wnikliwie bada teraz wątek depresji, z którą zmagała się kobieta.
Dwie sekcje, 170 świadków
Jak poinformowała dziś Prokuratura Krajowa, według biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu bezpośrednią przyczyną śmierci Magdaleny Żuk, do której doszło 30 kwietnia 2017 roku w egipskiej Hurghadzie były obrażenia typowe dla upadku z wysokości. Nie znaleziono śladów, które by dawały podstawy do przypuszczeń, że zmarła padła wcześniej ofiarą przemocy.
Pierwszą sekcję zwłok Magdaleny Żuk przeprowadzono na terenie Arabskiej Republiki Egiptu bezpośrednio po jej śmierci. Brali w niej udział polski patomorfolog i prokurator Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. Drugą sekcje dokonano w Polsce. Pobrano materiał biologiczny do badań histopatologicznych, genetycznych i toksykologicznych, który przekazano ekspertom z ZMS we Wrocławiu i Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie. Na tej podstawie biegli wydali opinię medyczno-sądową.
W śledztwie przesłuchano także około 170 świadków, w tym: pasażerów samolotu podróżujących wraz z Magdaleną Żuk do Egiptu, turystów zamieszkujących z nią w tym samym hotelu, osoby, które widziały ją na lotnisku przed jej planowanym, przyspieszonym powrotem do Polski 29 kwietnia 2017 roku (do czego ostatecznie nie doszło), przedstawicieli biura podróży oraz inne osoby deklarujące wiedzę o tym zdarzeniu. Przesłuchano także osoby z najbliższego otoczenia Magdaleny Żuk, w tym członków jej rodziny i partnera.
Oględzinom poddane zostały telefon i laptopy należące do Magdaleny Żuk oraz innych świadków, w tym jej partnera. Zgromadzono też dowody w postaci dokumentacji medycznej Magdaleny Żuk z leczenia, któremu poddawała się w Polsce.