Kilka dni temu krakowska policja przerwała wieczorne nielegalne wyścigi na parkingu jednego z hipermarketów. Posypały się mandaty na kwotę ok. 10 tys. zł.
– Nielegalne wyścigi to plaga wielu miast – przyznają policjanci z drogówki. W dodatku organizatorzy takich imprez prześcigają się w pomysłach. Wielu nie wystarczą sklepowe parkingi i organizują wyścigi na zwykłych drogach, głównie tych lepszej jakości, a zatem często uczęszczanych. Odcinki do ścigania są coraz dłuższe. W Krakowie zdarzyło się, że dla podniesienia adrenaliny kierowcy ścigali się pod prąd.
Problem w tym, że nawet na szerokiej drodze koło północy może pojawić się przypadkowy kierowca czy pieszy. Dla niezorientowanego uczestnika ruchu taka przygoda grozi tragicznymi konsekwencjami.
Jak w filmie
Scena jak z dobrego amerykańskiego filmu sensacyjnego. Jedna z ulic w Katowicach niemal w każdy czwartek zamienia się w tor wyścigowy. Na starcie pojawia się organizator z chorągiewką w ręku. Daje sygnał do startu. Rozlegają się ryk silników i głośne okrzyki. Trasa wyścigu biegnie od pasów do pasów. Zwycięzca najczęściej nie dostaje wartościowych nagród. Najważniejsze, żeby pokonać rywala umiejętnościami lub mocą silnika. Z reguły uczestnicy grają fair. To przecież zawody: choć nielegalne, ale honorowe – przekonują.
Umawiają się przez internet. Na zamkniętych forach ustalają miejsce i datę