Płacą i nielegalnie się ścigają

Policja ma kłopot z karaniem mandatami uczestników ulicznych wyścigów. Jeśli już płacą, to za brak gaśnicy.

Aktualizacja: 08.03.2014 10:25 Publikacja: 08.03.2014 08:11

Kilka dni temu krakowska policja przerwała wieczorne nielegalne wyścigi na parkingu jednego z hipermarketów. Posypały się mandaty na kwotę ok. 10 tys. zł.

– Nielegalne wyścigi to plaga wielu miast  – przyznają policjanci z drogówki. W dodatku organizatorzy takich imprez prześcigają się w pomysłach. Wielu nie wystarczą sklepowe parkingi i organizują wyścigi na zwykłych drogach, głównie tych lepszej jakości, a zatem często uczęszczanych. Odcinki do ścigania są coraz dłuższe. W Krakowie zdarzyło się, że dla podniesienia adrenaliny kierowcy ścigali się pod prąd.

Problem w tym, że nawet na szerokiej drodze koło północy może pojawić się przypadkowy kierowca czy pieszy. Dla niezorientowanego uczestnika ruchu taka przygoda grozi tragicznymi konsekwencjami.

Jak w filmie

Scena jak z dobrego amerykańskiego filmu sensacyjnego. Jedna z ulic w Katowicach niemal w każdy czwartek zamienia się w tor wyścigowy. Na starcie pojawia się organizator z chorągiewką w ręku. Daje sygnał do startu. Rozlegają się ryk silników i głośne okrzyki. Trasa wyścigu biegnie od pasów do pasów. Zwycięzca najczęściej nie dostaje wartościowych nagród. Najważniejsze, żeby pokonać rywala umiejętnościami lub mocą silnika. Z reguły uczestnicy grają fair. To  przecież zawody: choć nielegalne, ale honorowe – przekonują.

Umawiają się przez internet. Na zamkniętych forach ustalają miejsce i datę

Przy autostradzie A2 w Brwinowie policja zrobiła kiedyś dwie duże obławy. W pierwszej ponad 20-osobowa ekipa policyjna spisała ponad 100 osób, sprawdziła 69 samochodów i zatrzymała pięć dowodów rejestracyjnych. Kolejna zebrała większe żniwo: dziewięć odebranych dowodów, 18 mandatów, chociaż  policja sprawdziła „tylko" 62 samochody. Droga przy A2 w Brwinowie to tylko jedno z wielu miejsc spotkań „street racerów". Ścigają się na przykład na trasie S8, gdzie często towarzyszy im publiczność. Są też lotnisko cargo przy Okęciu czy Wał Miedzeszyński.

Chętnych nie brakuje

Chcą się wyszaleć, wykazać, sprawdzić, podbudować własne ego czy wygrać rywalizację. Miesiącami w garażach lub na osiedlowych parkingach podrasowują swoje samochody. Wśród modeli biorących udział w wyścigach są auta niemal zabytkowe, ale przerobione i dostosowane do szybkiej jazdy. Zdarzają się także drogie sportowe cacka. Wszystko zależy od zasobności kieszeni kierowcy, czasem także rodziców, oraz stopnia zaangażowania.

– Zatrzymaliśmy ostatnio 18-latka, który dwa tygodnie wcześniej zdał egzamin na prawo jazdy. Ojciec w nagrodę kupił mu sportowe bmw. Przerażające jest, że sam tuż po egzaminie zgłosił syna do wyścigu i mu towarzyszył, ale nie w samochodzie, tylko wśród tłumu gapiów. Po pierwszych rundach chłopak nie poradził sobie na jednym z zakrętów. Wylądował w szpitalu z urazem kręgosłupa, na szczęście lekkim – opowiada „Rz" jeden z policjantów ze stołecznej drogówki.

Mniej szczęścia mieli gapie przyglądający się nielegalnym wyścigom w Jaworznie. Dwa samochody, bmw i jaguar, uderzyły w siebie i zjechały z drogi. Podczas kolizji część z bmw odpadła i uderzyła w stojące przy drodze dwie osoby. Na miejscu zginęła 19-letnia dziewczyna. Jej chłopak w ciężkim stanie trafił do szpitala. A przecież przyszli tylko pooglądać rajdowe popisy.

Ostatnie zatrzymanie w Krakowie to przykład, że moda na takie imprezy nie omija większych miast.

– W Krakowie próbujemy sobie jakoś z tym radzić – zapewnia „Rz" Krzysztof Lach z KWP w Krakowie.

By łapać niesfornych kierowców, policja chwyta się różnych sposobów. Najczęściej szykuje obławy. Policjanci w cywilnych samochodach godzinę przez zaplanowaną zbiórką kręcą się w rejonie trasy i wyczekują na uczestników. Aby jednak ich nie wypłoszyć, co chwila zmieniają się samochody patrolujące okolicę. A to oznacza, że nocną służbę musi pełnić więcej funkcjonariuszy niż zwykle.

Inny sposób to śledzenie forów internetowych. Tam roi się od ogłoszeń typu: „W ..... w każdy piątek o godzinie 22.30 na ul. Puławskiej są rozgrywane zawody na odcinku prostym. Można zgarnąć kaskę".

Sposobem może też być przenikanie do środowiska. W wielu komendach są specjalne grupy, które tylko tym się zajmują.

– Mamy świadomość, że organizator czy uczestnik szykujący maszynę do walki nie zadzwoni do nas i nie poda namiarów imprezy – przyznają policjanci. Chociaż telefony owszem są: dzwonią mieszkańcy okolicznych bloków i domów, którym hałas nie pozwala zasnąć. Zdarza nam się też odebrać telefon od kierowcy, który minął korowód pędzących aut niewyglądających na rodzinne kompakty.

Nielegalni rajdowcy wiedzą, że są śledzeni, dlatego rzadko wpadają. Używają haseł, ograniczają dostęp do forów, celowo podają kilka lokalizacji, ostateczną wybierają w ostatniej chwili.

Policja, choć robi, co może, ma niewielkie szanse, by wygrać walkę z nocnymi wyścigami. Oprócz zabierania dowodów rejestracyjnych i nakładania mandatów za np. brak gaśnicy albo przepalone światła tak naprawdę niewiele może. A nawet jeśli ktoś straci prawo jazdy, to potrafi ścigać się potem i korzystać z auta na co dzień bez dokumentów.

– Nie możemy zabronić, aby miłośnicy czterech kółek się spotykali w jakimś miejscu, rozmawiali, prezentowali swoje auta – tłumaczą policjanci.

Są stadiony, niech powstaną tory

Pojawia się jednak światełko w tunelu. Jest rozwiązanie, które mogłoby zmniejszyć skalę  nielegalnych wyścigów: więcej specjalnych torów. Trzeba je jednak wybudować, a to, niestety, bardzo droga inwestycja. A co za tym idzie, i korzystanie z nich nie byłoby dostępne dla wszystkich.

– Żaden młody człowiek nie zapłaci 500 zł za pół godziny jazdy na torze, a właśnie takich ścigających się jest najwięcej – piszą na forach.

W Polsce są dziś tylko dwa takie obiekty.

– Nie rozumiem tego. W każdym mieście, dużym czy małym, jest stadion. Większy czy mniejszy, ale jest. Miłośnicy piłki nożnej mają więc gdzie się wyszaleć, a ja płacę na to podatki. Tymczasem swoją pasję muszę realizować nielegalnie, narażając się na mandat, a nawet zatrzymanie – mówi „Rz" Łukasz, organizator nielegalnych imprez w Małopolsce.

Kilka dni temu krakowska policja przerwała wieczorne nielegalne wyścigi na parkingu jednego z hipermarketów. Posypały się mandaty na kwotę ok. 10 tys. zł.

– Nielegalne wyścigi to plaga wielu miast  – przyznają policjanci z drogówki. W dodatku organizatorzy takich imprez prześcigają się w pomysłach. Wielu nie wystarczą sklepowe parkingi i organizują wyścigi na zwykłych drogach, głównie tych lepszej jakości, a zatem często uczęszczanych. Odcinki do ścigania są coraz dłuższe. W Krakowie zdarzyło się, że dla podniesienia adrenaliny kierowcy ścigali się pod prąd.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Matura i egzamin ósmoklasisty
Egzamin 8-klasisty: język polski. Odpowiedzi eksperta WSiP
Prawo rodzinne
Rozwód tam, gdzie ślub. Szybciej, bliżej domu i niedrogo
Nieruchomości
Czy dziecko może dostać grunt obciążony służebnością? Wyrok SN
Prawo w Polsce
Jak zmienić miejsce głosowania w wyborach prezydenckich 2025?
Prawo drogowe
Ważny wyrok dla kierowców i rowerzystów. Chodzi o pierwszeństwo