Dziś punkty karne anulowane są kierowcy automatycznie po roku.
Rząd myśli jednak o tym, aby to zmienić. Chce poprawić niską ściągalność mandatów od łamiących przepisy kierowców. To efekt ubiegłorocznego raportu NIK, z którego wynika, że zaledwie ?47 proc. ukaranych płaci je dobrowolnie. 23 proc. kwot odzyskują organy egzekucyjne (m.in. skarbówka), a pozostałe 30 proc. jest nie do ściągnięcia.
Konkretne propozycje opracuje prawdopodobnie MSW. Jeżeli wejdą w życie, kierowca ukarany mandatem stanie przed wyborem: płaci ?i, tak jak dotychczas, punkty kasowane są mu po 12 miesiącach. Albo nadal są gromadzone na koncie bez żadnego limitu czasowego, jeśli nie uiści mandatu. W drugim przypadku oznacza to, rzecz jasna, większe ryzyko utraty prawa jazdy. Eksperci są zgodni – to sprytny pomysł, który może poprawić ściągalność mandatów. W dodatku nie wymaga wielkiego zachodu ani nakładów. – Mandaty, nawet te najwyższe, nie działają na wyobraźnię kierowców tak jak punkty karne i możliwość utraty uprawnień po wyczerpaniu limitu – ocenia prof. Ryszard Stefański, specjalista od prawa wykroczeń.
Ekspert dodaje, że pomysł jest łatwy do wprowadzenia i nie wymaga większej rewolucji w prawie. – Zwykli kierowcy często po przekroczeniu limitu nadal jeżdżą, dla zawodowych jest to większy problem. Sądzę więc, że taka „kara" ma szansę zadziałać mobilizująco na wszystkich – przyznaje Krzysztof Kukulski z dolnośląskiego stowarzyszenia kierowców.
O tym, że kierowcy nagminnie unikają płacenia mandatów, świadczą nie tylko dane NIK, ale i Inspekcji Transportu Drogowego. Na 2,5 mln zarejestrowanych przez fotoradary wykroczeń inspekcja wysłała 772 tys. zdjęć i wystawiła 262 tys. mandatów. Z tego zaledwie połowa została dobrowolnie zapłacona.