Nowa lista refundacyjna nie przynosi dobrych wiadomości dla rodzin dzieci po przeszczepach, które muszą przyjmować lek antywirusowy walgancyklowir w zawiesinie. Zgodnie z projektem styczniowej listy refundacyjnej preparat, dla którego nie ma zamiennika w postaci płynnej, zdrożeje o 30 zł, do 955,80 zł. To znaczy, że rodzice, którzy muszą często kupić wiele innych, drogich leków, na zawiesinę wydadzą nawet blisko 2 tys. zł miesięcznie, bo wiele dzieci musi przyjmować dwa opakowania leku miesięcznie, i to nawet przez kilka miesięcy. – Nie umiem tego wytłumaczyć inaczej niż złą wolą. Czy musimy czekać, aż któreś dziecko umrze z powodu infekcji wirusowej, której nie można leczyć niczym innym, tylko walgancyklowirem w zawiesinie? – pyta prof. Tomasz Grodzki, senator PO, transplantolog i chirurg klatki piersiowej, który przeprowadził pierwszy w Polsce udany przeszczep płata płuca od żywego dawcy.
Czytaj także: Refundacja związana z płcią i wiekiem
Resort zdrowia wielokrotnie tłumaczył, że zawiesinę można zastąpić lekiem w postaci tabletek, których cena jest wielokrotnie niższa. . Zarówno jednak lekarze, jak i sami rodzice także wielokrotnie tłumaczyli, że nie sposób precyzyjnie dobrać dawki, szczególnie u małego dziecka, a poza tym tabletką mały pacjent może się zadławić. Jednocześnie resort zapewnia, że dzieci za darmo dostaną lek w szpitalach, którym producent przekazuje go nieodpłatnie. Transplantolodzy i pediatrzy tłumaczyli, że narażanie dziecka po przeszczepie, które ma obniżoną odporność, na zakażenia szpitalne, może zagrozić jego życiu.
Nieprzejednanie resortu dziwi również prawników, którzy podkreślają, że zgodnie z ustawą refundacyjną dla zawiesiny walgancyklowiru można utworzyć osobną grupę limitową, co sprawi, że będzie ona dostępna po cenie ryczałtowej – 3,20 zł. Zdaniem prof. Grodzkiego wszystkie leki dla osób po przeszczepach do 18. roku życia powinny być nieodpłatne. Dodaje, że stawianie barier finansowych przed rodzicami najmłodszych pacjentów po przeszczepach niweczy wysiłek włożony w operacje i jest marnowaniem publicznych pieniędzy, bo transplantacja należy do najdroższych procedur w koszyku świadczeń, a leczenie powikłań pochłania kolejne tysiące złotych.