Wystarczy spojrzeć na statystyki ostatnich świątecznych dni – doszło do 301 wypadów drogowych, zginęły 44 osoby, a 408 zostało rannych. Rok temu w tym samym okresie wzmożonych podróży było dużo lepiej – doszło do 125 wypadków, zginęło 10 osób, a 176 zostało rannych.
Wygląda na to, że nie pomagają policyjne akcje, surowe kary za jazdę na podwójnym gazie, stale rosnąca liczba fotoradarów i uruchomienie systemu automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym.
Na alarm bije też Najwyższa Izba Kontroli. Na podstawie kontroli dotyczących polskich dróg NIK utworzyła niedawno listę najważniejszych przyczyn braku bezpieczeństwa na polskich drogach. Wymienia w niej zły stan techniczny jezdni (nie najlepiej bywa też na niektórych odcinkach autostrad), nieskuteczny system szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców, zły stan techniczny pojazdów oraz wadliwą organizację ruchu drogowego. Kontrolerzy zaznaczają, że nie jest to lista zamknięta.
Większość dróg krajowych nie ma dwóch oddzielnych jezdni w przeciwnych kierunkach. Konieczność mijania pojazdów nadjeżdżających z przeciwka stwarza ryzyko najgroźniejszych wypadków. Radykalna poprawa bezpieczeństwa może nastąpić po wybudowaniu autostrad i dróg ekspresowych.
– Polscy kierowcy mają skłonność do łamania przepisów drogowych – twierdzą policjanci. Głównie tych dotyczących dopuszczalnych prędkości. Nie boją się oni nowych fotoradarów i mandatów wystawianych w ciągu kilku dni od pechowej podróży przez Inspekcję Transportu Drogowego. Czasem nawet nie chodzi o jazdę szybszą niż dopuszczalna, tylko o niedostosowanie prędkości do warunków na drodze i atmosferycznych. A to już wina szkolenia i nauki jazdy.