Reklama

Aptekarz zaproponuje tylko tańszy lek

Pacjent ma teraz ograniczony dostęp do zamienników, ale dzięki temu NFZ zaoszczędzi na refundacji

Publikacja: 20.03.2012 07:53

Od 10 marca obowiązuje nowe rozporządzenie o receptach lekarskich. Zgodnie z nimi medyk musi wypisać na recepcie nazwę leku, która w jednoznaczny sposób określa przepisany lek, czyli pozwala zdjąć aptekarzowi konkretny medykament z półki.

– Nowe brzmienie rozporządzenia wydaje się wskazywać, że na recepcie zawsze musi być nazwa konkretnego leku – mówi Paulina Kieszkowska-Knapik, adwokat z kancelarii Baker & Mckenzie. Zaznacza, że przepisy nie przynoszą pacjentom dobrych wiadomości, bo nie pozwalają już wypisywać na receptach łacińskiej nazwy substancji zawartej w kilkunastu innych lekach.

Na takie działania pozwalało natomiast lekarzom rozporządzenie z 23 grudnia 2011 r. Dzięki recepcie z nazwą substancji aptekarz miał nieograniczoną ofertę dla pacjenta. Chory miał więc prawo kupić nawet droższy lek, który mu pomagał i przyjmował go od lat. Jednocześnie korzystał z wyższego dofinansowania NFZ. Paulina Kieszkowska-Knapik zaznacza dalej, że teraz wybór chorego jest ograniczony. Jeśli lek przepisany na recepcie nie odpowiada choremu, to art. 44 ustawy refundacyjnej pozwala aptekarzowi na zaoferowanie mu tylko farmaceutyku od niego tańszego i tylko spośród tych wpisanych na listę leków refundowanych.

Wspomniany art. 44 wskazuje bowiem, że cena zamiennika nie może przekraczać limitu finansowania. Limit jest to część ceny detalicznej leku, do której pacjentowi dopłaca NFZ. Na wszystko, co jest ponad ten limit, pacjent wykłada z własnej kieszeni. Aleksandra Kuźniak, farmaceutka z Gdańska, podkreśla, że przez nowe rozporządzenie dużo może zaoszczędzić NFZ.

– Jeśli pacjent nie ma prawa kupić sobie droższego zamiennika leku na recepcie, czyli automatycznie wyżej współfinansowanego przez Fundusz, to albo dostaje lek przepisany, albo tańszy zamiennik z niższym limitem finansowania z budżetu państwa – mówi Kuźniak.

Reklama
Reklama

Nowe rozporządzenie spowodowało więc, że lekarze przestali wypisywać nazwy międzynarodowe.

– Leki tańsze nie zawsze są lepsze dla chorych, a minister zdrowia mówi nieprawdę, że ludzie mogą bez problemu przestawić się na tańsze zamienniki.

Poza tym w Polsce i tak dopłata pacjenta do leku jest bardzo wysoka, bo wynosi 36 proc., podczas gdy w Niemczech 7 proc. – mówi lekarz Joanna Zabielska-Cieciuch.

Lekarka wskazuje, że ustawa refundacyjna ograniczyła jeszcze w inny sposób dostęp do leków refundowanych. Otóż medyk może wypisać choremu receptę na medykament ze zniżką, jeśli jest to zgodne z charakterystyką produktu leczniczego. Oznacza to, że pacjent ma prawo skorzystać z leku refundowanego, jeśli producent, rejestrując ten lek, wskazał, że jest on właściwy do leczenia schorzenia, na które cierpi pacjent. Przykładem jest padaczka. Jeszcze w styczniu chory na epilepsję mógł kupić lek refundowany, który miał szerokie zastosowanie, za 20 – 30 zł. Teraz musi płacić pełną kwotę – 200 zł, bo refundacja przysługuje tylko choremu na padaczkę lekooporną.

Czytaj także w serwisach:

Sfera budżetowa

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Prawo karne
Prokurator krajowy o śledztwach ws. Ziobry, Romanowskiego i dywersji
Konsumenci
Nowy wyrok TSUE ws. frankowiczów. „Powinien mieć znaczenie dla tysięcy spraw”
Praca, Emerytury i renty
O tym zasiłku mało kto wie. Wypłaca go MOPS niezależnie od dochodu
Samorząd
Więcej czasu na plany ogólne w gminach. Bruksela idzie Polsce na rękę
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Nieruchomości
Co ze słupami na prywatnych działkach po wyroku TK? Prawnik wyjaśnia
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama