Kiedy tylko zacznie się sezon wiosenny, na polach należących do Agencji Nieruchomości Rolnych staną ochroniarze. Dlaczego? Od dwóch sezonów z ziemi ANR bezumownie korzystają podstawione firmy pseudorolnicze. Nie trzeba bowiem być właścicielem pola, jedynie jego użytkownikiem, by ubiegać się o dopłaty. Problem dotyka całej Polski, ale na Warmii i Mazurach ma już taką skalę, że konieczna jest interwencja.
Za bezumowne użytkowanie ziemi ANR oszuści nie tylko nie płacą, ale i zarabiają. Jak podaje wicedyrektor Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Olsztynie Jan Bombosz, tak jak każdy inny ubiegający się o unijną dopłatę, mogą uzyskać z jednego hektara od 1 do 2 tys. zł z kasy ARMiR. Do tego dochodzą jeszcze znacznie wyższe dopłaty z Unii Europejskiej. Ich kwota zależy od celu, na jaki rolnik zadeklaruje je przeznaczyć. To może być nawet 600 tys. zł.
Ubieganie się o dopłaty bezpośrednie umożliwia ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa z 2007 r. W jej myśl rolnik musi jedynie złożyć wniosek, w którym deklaruje, że użytkuje nieruchomość rolną. I przedstawić osoby, które to potwierdzą. Nie musi natomiast martwić się o akt notarialny ani umowę dzierżawy.
Od dwóch sezonów ANR zmaga się także z pseudorolnikami, czyli podstawionymi firmami, które zajmują się wyłącznie wyłudzaniem dopłat.
– To są ludzie, którzy znakomicie wykorzystali luki w polskim prawie. Ponieważ ARMiR, podobnie jak Unia, nie zajmuje się prawnym umocowaniem użytkownika na ziemi, wystarczy, że do 31 maja danego roku dany rolnik będzie obecny na agencyjnym gruncie – tłumaczy Zdzisław Szymocha, rzecznik oddziału ANR w Olsztynie. – Zgłoszenie takiej sytuacji na policję nic nie daje, a prokuratura nie zajmuje się sprawą z powodu braku znamion przestępstwa. Postanowiliśmy więc wynająć ochroniarzy – dodaje.