Decyzja o rozpoczęciu procedury przeciwnaruszeniowej przeciwko Polsce w sprawie ustawy o powołaniu nadzwyczajnej komisji badającej rosyjskie wpływy warta jest specjalnej uwagi, bo nieczęsto Komisja Europejska reaguje tak szybko. Zaledwie osiem dni po wejściu w życie nowego prawa już przesłała do Warszawy tzw. uzasadnioną opinię, która jest pierwszym etapem procedury przeciwnaruszeniowej. I dała rządowi na odpowiedź zaledwie trzy tygodnie, choć zwyczajowo są to trzy miesiące. Komisja się spieszy, bo wie, że lex Tusk może mieć negatywne konsekwencje dla procesu wyborczego. Chce jak najszybciej uwinąć się z dwoma pierwszymi etapami procedury, żeby w razie potrzeby zaskarżyć to prawo do Trybunału Sprawiedliwości UE, a zarazem wystąpić o tymczasowe zabezpieczenie, czyli nakaz zawieszenia działania ustawy do czasu rozpatrzenia skargi w TSUE.
Ta nadzwyczajnie szybka i zdecydowana reakcja oznacza, że Bruksela jest zaniepokojona kolejnym przejawem łamania praworządności w Polsce. Nie wpłynie to jednak na wypłatę pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Przypomnijmy, że polski KPO został wysłany do Brukseli już w maju 2021 r., ale musiał minąć rok, żeby został zaakceptowany – KE żądała bowiem zapisania w nim w formie tzw. kamieni milowych zmian wykonujących postanowienie TSUE o Izbie Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, o niezbywalnym prawie do zadawania pytań prejudycjalnych i o prawie każdego sędziego do badania niezależności innego sędziego.
Czytaj więcej
Komisja Europejska poinformowała w środę, że wszczyna postępowanie przeciwko Polsce w związku z utworzeniem komisji badającej rosyjskie wpływy (tzw. lex Tusk). KE mówi o naruszeniu przez przepisy o powołaniu komisji unijnego prawa.
Po kolejnym roku pieniędzy ciągle nie ma, bo co prawda Sejm i Senat ostatecznie zaakceptowały reformę w kształcie oczekiwanym przez KE, ale prezydent skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, który wskutek wewnętrznego paraliżu jeszcze się nią nie zajął.
Bruksela niejednokrotnie dawała do zrozumienia, że ustawa w formie skierowanej do TK jest wystarczająca do odmrożenia środków z KPO. Nie jest żadną tajemnicą, że jej zapisy minister Szymon Szynkowski vel Sęk negocjował bezpośrednio z komisarzem Didierem Reyndersem. Ten, po zasięgnięciu opinii ekspertów i innych komisarzy, uznał je za wystarczające. Oficjalnie KE może dać zielone światło dopiero wtedy, gdy ustawa wejdzie w życie. Polska wyśle wtedy pierwszy wniosek o płatność i KE sprawdzi, czy kamienie milowe zostały wypełnione. Na tej podstawie przeleje pierwsze należne nam środki. Bo w myśl unijnego rozporządzenia prawo do zaliczek przysługiwało tylko wtedy, gdy KPO był zaakceptowany do końca 2021 r. Teraz może płacić już tylko po przedstawieniu rachunków.