Co rusz sprawy o rozliczenie wydatków na świadczenia ratujące życie trafiają do sądów. Jedną z bardziej spornych jest kwestia, według jakich stawek za nie płacić.
Przed dwoma miesiącami poszerzony skład Sądu Najwyższego uchwalił, że placówkom, które mają umowy z NFZ, za nadwykonania w stanach nagłych należy się pełna zakontraktowana zapłata, czyli taka, jaka jest przewidziana za zabiegi wykonane w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia (III CZP 80/18).
Czytaj też: Nieubezpieczony pacjent to sprawa szpitala - wyrok SN o finansowaniu nadwykonań ratujących życie
NFZ nie daje za wygraną
Narodowy Fundusz Zdrowia wciąż jednak walczy. Arkadiusz C., właściciel placówki medycznej dla osób ze schorzeniami psychicznymi, domagał się od NFZ 127 tys. zł za nadwykonania dla siedmiu pacjentów w sprawach pilnych ze względu na zagrożenie dla ich zdrowia, a może i życia. Wysokość wynagrodzenia placówka określiła na podstawie umowy, jaką miała z Funduszem. Sąd Okręgowy zasądził część z żądanej kwoty, tj. 86 tys. zł, ponieważ uznał, że trzech pacjentów nie kwalifikowało się do stanu nadzwyczajnego.
Sąd Apelacyjny w Warszawie zasądził także pieniądze za ich leczenie, uznając, że ci pacjenci kwalifikowali się do leczenia na podstawie art. 23 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego, który mówi niemal o takim samym zagrożeniu uprawniającym do nadwykonania. A kwestię wysokości refundacji, tj. czy płacić takiej placówce jak tym, które nie mają umowy z NFZ, czyli po cenie kosztów udzielenia świadczenia (art. 19 ust. 4), czy też według cen z kontraktu SA, rozstrzygnął inaczej, niż mówiła później zapadła uchwała. Ponieważ miał trudności z ustaleniem realnych kosztów, zastosował umowne. Czyli ściśle rzecz biorąc, tylko „awaryjnie" zastosował umowne wynagrodzenie.