Ile zdrowia i nerwów kosztuje dostanie się do specjalisty w publicznej służbie zdrowia, wie tylko ten, kto się z nią zetknął. Wiadomo powszechnie, że NFZ limituje usługi i nie każdy może się z dnia na dzień zapisać do lekarza. To jeden problem. Inne, niestety, serwują pacjentom same placówki medyczne. Zamiast – w ramach narzuconych ograniczeń – ułatwiać ludziom dostęp do lekarza, jeszcze go utrudniają.
Wedle płci
Przed kilkoma tygodniami przekonała się o tym pani Anna. Leczyła się w warszawskim Szpitalu Dzieciątka Jezus przy ulicy Lindleya. To ścisłe centrum stolicy. W styczniu ze złamaniem nogi trafiła do tej lecznicy na ostry dyżur ortopedyczny. Pod koniec lutego kończyło się jej zwolnienie. Przypadał też termin wizyty. Pani Anna nie była zapisana na konkretny dzień, ale wiedziała, że ma się zgłosić za dwa tygodnie. Pojechała tam w jeden z lutowych dni. W recepcji dowiedziała się, że jest piątek, a w takie dni poradnia ortopedyczna przyjmuje mężczyzn. Dla kobiet przeznaczone są poniedziałki. Co z wtorkiem, środą i czwartkiem? Nie wiadomo. Pani Anna się nie poddała i przez kilka godzin walczyła z recepcjonistami i lekarzem.
– Byłam tam od ósmej rano i w końcu lekarz przyjął mnie o 14. Poza kolejnością. Inni mogą nie mieć tyle siły, żeby walczyć z tą machiną. To jest absurd, żeby segregować pacjentów według płci – mówi pani Anna.
„Rz" bezskutecznie próbowała się dowiedzieć w szpitalu w ubiegły poniedziałek, z czego wynika ten podział na dni męskie i damskie. Gdy zadzwoniliśmy do wicedyrektora szpitala ds. lecznictwa, powiedział, że nic o tym nie wie. Odesłał do kierownika kliniki ortopedii i traumatologii. Tam jednak nikt nie odbierał. Regulamin szpitala zamieszczony na stronie internetowej milczy o segregacji.
Specjaliści od prawa ochrony zdrowia otwierają szeroko oczy.