Prawo jako najstarszy i najczęściej wybierany kierunek studiów

W średniowieczu wykładano prawo rzymskie, nie krajowe. W XX w. przedmioty historyczne były mniej lubiane.

Aktualizacja: 11.10.2014 09:36 Publikacja: 11.10.2014 09:00

Prawo jest jednym z najbardziej popularnych kierunków studiów

Prawo jest jednym z najbardziej popularnych kierunków studiów

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz Rafał Guz

W ostatnich latach liczba studentów prawa w Polsce znacznie przekraczała 50 tys. osób. Prawo to najstarszy, obok medycyny, i niezmiennie od średniowiecza jeden z najczęściej wybieranych kierunków studiów w kraju.  Nowy rozdział w nauczaniu prawa w Polsce zaczął się wraz z transformacją ustrojową. W ciągu ćwierćwiecza zmienił się gruntownie system prawa, wyrosły nowe pokolenia wykładowców i studentów. Wciąż jednak żywe są stare spory.  Czy po trzyletnich studiach licencjackich zostaje się prawnikiem? Wykładać prawo rzymskie, a może z niego zrezygnować?

Galicyjska ekspansja

W roku akademickim 2014/2015 indeksy otrzyma co najmniej 15 tys. przyszłych prawników. Takiej  armii  nie mógłby sobie z pewnością wyobrazić Kazimierz Wielki, gdy 650 lat temu, wiosną 1364 r., powołał krakowskie Studium Generale i zapoczątkował nauczanie prawa nad Wisłą.

Studium, dzisiejszy Uniwersytet Jagielloński, miało przede wszystkim kształcić, na wzór boloński, jurystów potrzebnych w dziele umacniania i reformowania państwa, administracji, sądownictwa, dyplomacji. Z przewidzianych statutem 11 katedr aż osiem przypadło Wydziałowi Prawa, dwie medycynie, a tylko jedna sztukom wyzwolonym, artes liberales.

Studium przetrwało tylko do śmierci króla w 1370 r. Wkrótce, w 1400 r., dzięki królowej Jadwidze odrodziło się już jako w pełni uformowany uniwersytet, z czwartym wydziałem, teologicznym.

Akademia Krakowska zyskała europejską renomę głównie dzięki prawnikom – a zwłaszcza pierwszemu rektorowi Stanisławowi ze Skarbimierza, autorowi słynnego De bello iusto, i Pawłowi Włodkowicowi z Brudzenia, twórcom polskiej szkoły prawa narodów. To dzięki nim i ich następcom Kraków przyciągał tłumy zagranicznych studentów. W latach 1433–1510 stanowili oni 44 proc. wśród  17 tys. słuchaczy – samych Węgrów studiowało pod Wawelem blisko 3 tys.

Absolwenci prawa – późniejsi dostojnicy państwowi, doradcy króla i elit magnackich, duchowni najwyższych szczebli, juryści stający przed sądami, dyplomaci, pisarze i publicyści polityczni – wpłynęli nie tylko na polski system prawny, ale i na dzieje Rzeczypospolitej. W mniejszym stopniu akademicka wiedza prawnicza oddziaływała na codzienność ówczesnego wymiaru sprawiedliwości.

– W Polsce, jak zresztą w całej Europie, np. w Oksfordzie, wykładano prawo kanoniczne i rzymskie, ale nie krajowe. Praktycy prawa, z wyjątkiem Niemiec, gdzie obowiązywało prawo rzymskie, uczyli się go, terminując u adwokatów –  wyjaśnia Adam Redzik z Uniwersytetu Warszawskiego, znawca dziejów nauki i nauczania prawa.

Prawo polskie oraz „prawa natury i narodów" weszły do kanonu nauczania dopiero po reformie uniwersytetu przeprowadzonej w 1780 r. przez Hugona Kołłątaja. Reformę przekreśliły zabory. Pod rządami austriackimi Akademia Krakowska, zagrożona likwidacją, znalazła się w głębokim regresie i utraciła swe bezdyskusyjne przez wieki pierwszeństwo w nauczaniu prawa na rzecz Wilna i Warszawy.

W założonej przez Stefana Batorego Akademii Wileńskiej – w owym czasie Cesarskim Uniwersytecie Wileńskim – studiował prawo m.in. Juliusz  Słowacki. Inny z naszych wieszczów, Zygmunt Krasiński, był studentem Wydziału Prawa i Administracji Królewskiego Uniwersytetu Warszawskiego, dawnej Szkoły Prawa i Administracji, utworzonej w czasach Księstwa Warszawskiego. Podczas 14 lat istnienia wydziału studia ukończyło 1880 osób, w tym 757 uzyskało tytuł magistra. Oba uniwersytety zamknęły władze carskie po powstaniu listopadowym. Nauczanie prawa w języku polskim na krótko wznowiono w Warszawie w 1862 r. w murach Szkoły Głównej. W ciągu siedmiu lat istnienia uzyskało w niej  tytuły magistrów prawa ponad 300 słuchaczy. Po jej likwidacji Polacy z zaboru rosyjskiego wyjeżdżali na studia prawnicze do Sankt Petersburga, Kijowa, Odessy,  a zwłaszcza cieszącego się znacznymi swobodami Dorpatu.

Dwie szkoły

Ostatnie dekady XIX w., katastrofalne dla polskiego szkolnictwa w państwie carów, były zarazem okresem odrodzenia, repolonizacji i rozkwitu uniwersytetów w Galicji: Lwowskiego i Jagiellońskiego.

Dokonania profesorów krakowskich, m.in. Michała Bobrzyńskiego, Bolesława Ulanowskiego, Fryderyka Zolla starszego, a później Stanisława Estreichera, Franciszka Ksawerego Fiericha, Stanisława Kutrzeby czy Fryderyka Zolla młodszego, zapewniły im miejsce w dziejach prawoznawstwa, nie tylko polskiego. Jeszcze większą renomę zyskała lwowska szkoła prawnicza, uznawana po dziś dzień za najświetniejszą w historii. Studenci prawa we Lwowie słuchali wykładów m.in. Oswalda Balzera, niezrównanego znawcy polskiego prawa prywatnego, Stanisława Starzyńskiego, najwybitniejszego konstytucjonalisty w II RP, Juliusza Makarewicza, głównego autora kodeksu karnego z 1932 roku (tzw. kodeksu Makarewicza), Romana Longchamps de Bériera – twórcy kodeksu zobowiązań z 1933 r. Liczni absolwenci prawa z Galicji walnie przyczynili się do szybkiej odbudowy polskiej państwowości po 1918 r. jako fachowi urzędnicy czy sędziowie.

Z rzymskim czy bez

Kadra naukowa cieszyła się w dwudziestoleciu prestiżem m.in. z uwagi na udział w unifikacji pięciu systemów prawnych odziedziczonych po zaborcach i tworzeniu nowego systemu prawa polskiego. Jednak pogląd, że prawnicy powinni być przede wszystkim wszechstronnie wykształconymi humanistami, był – jako oderwany od potrzeb życia – często krytykowany. Przytaczano m.in. słowa Feuerbacha: „Rzymski uczony prawnik nie siedział, jako badacz historii i starożytności nad pamiątkami i rękopisami, lecz na rynku albo w domu z klientami, albo na krześle sędziowskim. Jego nauka była wiedzą zaczerpniętą z życia codziennego, mało czytał i uczył się, więcej obserwował i myślał, zastanawiał się, wyprowadzał wnioski".

– Słynny spór o program nauczania toczyli Balzer i Makarewicz. Pierwszy uważał, że studia powinny rozpoczynać się tradycyjnie, od przedmiotów historyczno-prawnych. Drugi, że należy je wykładać na koniec i tylko dla tych, którzy chcą zajmować się nauką lub praktyką prawa. Przyszły urzędnik nie musiałby ich zaliczać i mógł ukończyć studia np. po trzech latach. Zwyciężył pogląd Balzera – przypomina Adam Redzik.

Studentów bardziej jednak zajmowały codzienne troski. Prawo kończyła tylko część słuchaczy (np. UW 30 proc., a przyjmowano co roku 2–3 tys. osób). Studenci przerywali naukę, bo nie byli w stanie opłacać czesnego, kupować podręczników i utrzymać się w wielkim mieście. Tylko 9 proc. słuchaczy (w 1937/1938 r.) otrzymywało stypendia państwowe (44 zł miesięcznie) lub prywatne czy samorządowe (średnio 35 zł). Sprzyjało to  żądaniom ograniczenia, poprzez wprowadzenie numerus clausus, dostępu do uczelni studentów pochodzenia żydowskiego, którzy zdaniem endecji blokowali Polakom możliwość zdobycia wyższego wykształcenia. Kwestia ta stała się szczególnie zapalna na wydziałach prawa, gdzie młodzież żydowska stanowiła najwyższy odsetek (26 proc. w 1928/1929 r.). Pod koniec lat 30. niektóre uczelnie wprowadziły nie tylko numerus clausus, ale i getto ławkowe. Ekscesy bojówek ONR i otwarta przemoc wobec Żydów położyły się głębokim cieniem na polskie życie akademickie u schyłku dwudziestolecia.

Po II wojnie światowej władza ludowa – w zamiarze zbliżenia nauczania prawa do socjalistycznych realiów oraz obsadzenia wymiaru sprawiedliwości oddanymi kadrami – przystąpiła do gruntownej reformy nauczania prawa.

Ministerstwo Sprawiedliwości pisało np., że dotychczasowy system  wykładu prawa rzymskiego jest wysoce szkodliwy, „bo zaraża psychikę młodego prawnika formułami myślenia magicznego z równoczesnym zatraceniem zrozumienia prawa jako jednej z nauk społecznych". W programie studiów pojawiły się, oprócz m.in. logiki i socjologii, materializm dialektyczny, zagadnienia Polski współczesnej oraz ustrój ZSRR. Największą, rewolucyjną nowością było utworzenie sześciu szkół prawniczych, w których na 6–14-miesięcznych kursach kształcono sędziów i prokuratorów – łącznie 1130 – oraz dwuletniej Wyższej Szkoły Prawniczej im. Teodora Duracza, w której uczyła się przyszła elita ludowych prawników.

Po 1956 r. nauczanie prawa przybrało znów bardziej normalne formy, choć programy uniwersyteckie, zmieniane w PRL ośmiokrotnie,  miały służyć nie tylko kształceniu, ale i indoktrynowaniu prawników. Piotr Kładoczny z Uniwersytetu Warszawskiego wskazuje, że cechą charakterystyczną owych programów była zależność od zmieniającej się sytuacji politycznej w kraju.

Ubezpieczenia i odszkodowania
Rząd chce walczyć z nowym oszustwem. Chodzi o fikcyjne umowy OC
Prawo drogowe
„Pieszy wchodzący” na pasy. Jest uzasadnienie ważnego wyroku
Edukacja i wychowanie
TK przeciwko zmianom w nauczaniu religii. Czy szkole grozi chaos?
Konsumenci
Będzie duża zmiana w kredytach hipotecznych? UOKiK pokazał swój plan
Prawo karne
"To przestępstwo". Prawnicy o komentarzach pod adresem Kasi Nawrockiej